Bohaterowie

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 4

- Rób co chcesz. Ja i tak nie słucham. - powiedziała i zakryła głowę poduszką. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem opowiadać.
- Więc tak, Ross nie był kiedyś taki. Kiedyś był cichy, sznujący, miły i romantyczny. Miał jedną, ale prawdziwą przyjaciółkę. Przyjaźnili się trzy lata. Wydawałoby się, że jej życie jest idealne, ale jednak nie było. Tylko Ross wiedział co jej jest, ale nie chciał nikomu o tym mówić. Wspierał ją. Lecz któregoś dnia popełniła samobójstwo. Uwolniła się od swoich problemów. Ross się załamał. Stracił ją. Postanowił być silny. Nie wychodziło mu to. Pół roku później jego rodzice...zstawili go i jego rodzeństwo. Nikt nie wie dlaczego. To zdarzenie dobiło go totalnie. Zamknął się w sobie, z nikim nie chciał gadać. Nawet ze mną, a wtedy byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Kiedy Ross nie wiedział co ze sobą zrobić zaczął pić, imprezować, nawet ćpać, by tylko zapomnieć. Nikt tak naprawdę nie wike o co Ross założył się z Jake'iem, ale jedno jest pewne - przegrał. I teraz nie może być,, słaby" ani miły, musi być oschły i zły. Zerwał naszą przyjaźń. Tylko czasami wymieniamy dwa zdania i tyle. Ale ja wiem, że on tam gdzieś w środku nadal jest dawnym, miłym chłopakiem. - uśmiechnąłem się na samo wspomnienie dawnego Ross'a.

* Laura *
Pomimo tego co powiedziałam, i tak słuchałam wypowiedzi Luke'a. Kiedy chłopak skończył zamurowało mnie. Czyli taka jest prawda. Ross wcale nie jest taki zły. Teraz mam wyżuty sumienia, że na niego tak nawrzeszczałam.
- A co z tobą? Co z twoim zakładem? - zapytałam po chwili.
- Miesiąc przed twoim przyjściem założyłem się z Jake'iem o to, że w miesiąc zaliczę 10 dziwczyn. Nie udało się. Jake wymyślił mi,, karę" dopiero w dzień mojej przegranej. Kiedy zobaczył ciebie przed lekcjami zadecydował, że mam się do ciebie zbliżyć i no wiesz potem...no....upo..
- Wiem. - przerwałam mu.
- Laura, wybacz mi. Dałem słowo, ale tak naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. Jest nadzieja, że znów mi zaufasz? - spytał robiąc proszącą minę.
- Nadzieja jest zawsze. - odpowiedziałam poważnie.
- I tego się trzymam. - uśmiechnął się, ale ja nie odwzajdmniłam jego gestu. Wpatrywałam się w dywan na podłodze i myślałam o nim. O Ross'ie.
- Hej? Co jest? Widzę, że coś cię gryzie. O czym tak myślisz? - pytał zmartwiony.
- O Rossie. Pomyliłam się co do niego. - odpowiedziałam i wstałam. Chłopak zrobił to samo i spojrzał na wyświetlacz swojego i'Phone'a.
- Muszę już iść. Rodzice się martwią. - powiedział szybko.
- Która jest? - zapytałam gdy chłopak był przy drzwiach.
- 18.37. Pa, do jutra. - Rzekł krótko i wyszedł. Ja zaś udałam się do mojej osobistej łazieneczki. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam długie spodnie od piżamy i top. Zeszłam na dół i zastałam rodziców oglądających TV oraz Vanessę robiącą kolację.
- Co do żarcia? - spytałam rozglądając się po kuchni.
- Omlet. Siadaj zaraz będzie. - odpowiedziała Vanka. Usiadłam przy stole i grzecznie czekałam na posiłek. Po chwili do stołu dołączyli także rodzice. Van podała kolację.
- A ty już w piżamie? Jakaś nowość! - powiedziała zdziwiona mama, która najwyraźniej wcześniej nie zauważyła mojego ubioru.
- Noooo, jak widać. - powiedziałam ironicznie z uśmiechem i zaczęłam spożywać omlet.
- O czym gadałaś z tym chłopakiem? - powiedział ze złością tata niszcząc tym samym miła atmosferę.
- David! - szepnęła mama i szturchnęła tatę łokciem.
- O niczym ważnym. - skłamałam. Nie lubię kiedy tata mnie tak kontroluje.
- To ja idę do siebie. Chcę się dzisiaj wcześniej położyć, ale przed tem obejrzę jakiś film. - powiedziałam kończąc posiłek i udałam się w stronę schodów.
- Laura, - powiedziała mama, a ja się odwróciłam.
- Tak? - spytałam grzecznie.
- Dobranoc. - uśmiechnęłam się. Zawsze kiedy byłam mała nie mogłam zasnąć bez powiedzenia mamie,, donranoc". Cieszę się, że to powiedziała. Przypomniała mi tym czasy dzieciństwa.
- Dobranoc. -  odpowiedziałam po chwili z uśmiechem i pobiegłam na górę. Weszłam do mojego fioletowo - białego pokoiku i rzuciłam się na łóżko. Wzięłam do ręki pilot od telewizora i go włączyłam. Przez jakieś półtorej godziny skakałam po kanałach, a później wyłączyłam TV i zagasiłam lampkę nocną. Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o Rossie.

* Ross ( w tym samym czasie ) *
Po ,,wieczornych czynnościach" udałem się do łóżka. Nie mogłem spać. Myślałem o Laurze i rodzicach. Dlaczego to zrobili? Zadaję sobie to pytanie już od roku. Tak. Zgadza się. Rok temu nas opuścili. A co do Laury... Ah! Po co ja się zakładałem. Ona wydaje się taka inna, ale niestety nie mogę jej bliżej poznać. Przegrałem tem pieprzony zakład! Mam dość! Chcę odejść. Chcę zniknąć z tego świata. Chcę być znów z moją kochaną Jess ( jego byłą BFF ). Minął już rok, 5 miesięcy i 27 dni od kąd odeszła. Tak, liczę te dni. Może jestem dziwakiem, ale nigdy nie przestanę. Co drugi dzień chodzę na cmentarz do niej. Moje rodzeństwo martwi się o mnie. Najbardziej Riker i Rydel. Nie chcę z nimi gadać. Zwykle jak przychodzę ze szkoły do domu, idę bez słowa do swojego pokoju. Delly czasem próbuje ze mną rozmawiać, ale jej to za bardzo nie wychodzi. Strasznie chciałbym znów żyć jak dawniej. Kiedy tak rozmyślałem do mojego pokoju weszła Rydel.
- Nie możesz spać? - zapytała po chwili milczenia. Tylko przytaknąłem.
- Ja też. Rossy nie martw się. Przecież wiesz, że Jessica patrzy na ciebie z góry i martwi się o ciebie, ale pomimo wszystko jest z tobą. - powiedziała załamanym i zmarwionym głosem, ale ja nie odpowiedziałem.
- Ross, rozmawiaj ze mną! Wszyscy się o ciebie martwią! Powiedz mi co się z tobą dzieje! - wykrzyczała i się rozpłakała. A ja nie wytrzymałem.
- Jak mam z wami rozmawiać, kiedy ja sam nie wiem co się ze mną dzieje! Przestań pieprzyć to swoje,, będzie dobrze"! Przecież ty dobrze wiesz, że nie będzie! - wydarłem się na siostrę, a ta schowała twarz w dłonie. Przesadziłem. Nagle do pokoju wparowali półprzytomni Riker i Rocky.
- Co tu się dzieje?? - Krzyknął Rocky
- Co jest? Pali się czy co?! - wydarł się Ryland, który właśnie wbiegł do pokoju.
- Ryd, co się stało? - zignorował nasze krzyki Riker i przytulił Delly - Coś ty jej znowu powiedział?! - zwrócił się zły do mnie.
- Dajcie mi wszyscy spokój! - wrzasnąłem i wybiegłem z pokoju. Udałem się na dół. Zrobiłem sobie herbaty i poszedłem do mojego,, tajnego pokoju". Nazwałem tak piwnicę, którą sobie urządziłem, kiedy reszta szukała rodziców. Nie chciałem chodzić z nimi. To wszystko mnie przerosło.
Ułożyłem się wygodnie na kanapie w piwnicy, pooglądałem chwilę TV i poszedłem spać. Tym razem zasnąłem szybko i obudziłem się wcześnie. Spojrzałem na zegar, który wskazywał 7.00. Postanowiłem iść do swojego pokoju. Wszedłem szybko po drewnianych schodach na piętro. W kuchni zauważyłem Rydel robiącą sobie kawę.
- Cześć Delly. - powiedziałem niepewnie.
- Hej. - odpowiedziała i sopojrzała na mnie.
- Ryd, ja przpraszam. Wiesz, że nie chciałem, ale ja po prostu.....no to mnie przerasta! - krzyknąłem i schowałem twarz w dłonie siadając na kanapie w salonie.
- Wiem Rossy, wiem. Nie jestem zła. - powiedziała i mnie przytuliła.
Nawet nie zauważyłem kiedy była 8.30. Widać nawet facetom trochę zajmuje poranna toaleta. Wyszedłem z domu. Do szkoły miałem blisko, więc już po 10 min. byłem na głównym holu. Udałem się pod klasę z historii. Nagle zobaczyłem Laurę idącą w moją stronę. Szybko wstałem.
- Ross, możemy pogadać? - zapytała kiedy stanęliśmy dosyć blisko siebie.
- Jasne, ale teraz? Bo jeśli tak to szybko, bo za 10 minut zaczyna się lekcja.
- Niee. Wiesz może po szkole przyjdziesz do mnie? - powiedziała dziwnie zmieszana.
- OK. A gdzie mieszkasz?
- Na Kinzie Street 15700.
- Ale się złożyło! Ja mieszkam na ulicy obok! - uśmiechnąłem się - Labrador Street 17500.
- To co? O 16.30 u mnie? - zapytała a ja tylko z uśmiechem pokiwałem głową. - Masz tu jakby co mój numer. Jak coś to dzwoń. - podała mi karteczkę z jej numerem telefonu. Po chwili przyszedł nauczyciel i kazał nam wejść do klasy.

* Laura *
Jakoś udało mi się namówić pana Brown'a ( ciekawostka: jestem w 1/8 amerykanką. Mój pradziadek był amerykaninem. Nazywał się John Brown xD ~ od aut. ) żeby pozwolił mi siedzieć samej, bo nie miałam ochoty siedzieć z Luke'iem. Lekcja minęła dosyć szybko. Może to dlatego, że nie miałam ochoty słuchać o wojnie secesyjnej, więc próbowałam napisać kolejny tekst piosenki. Reszta lekcji także minęła szybko i spokojnie. Nawet nie zauważyłam kiedy była godzina 14.45. Wyszłam przed szkołę i grzecznie czekałam na Van. Nie lubiłam po lekcyjnych przepychanek, więc poszłam trochę na ubocze. Nagle podeszło do mnie trzech mięśniaków. Jeden z nich wyglądał na ok. 23 lata a pozostała dwójka na nieco młodszych.
- Ty, lalka! Masz kasę? Jak nie, to mamy nieco inną propozycję. - powiedział jeden z nich tęgim basem i położył jedną rękę na moim biuście. Szybko się odzsunęłam.
- Jak nie grasz na naszych zasadach, to sory mała, ale musimy trochę inaczej zagrać. - rzekł najstarszy i zaczął się do mnie zbliżać,a pozostali dwaj sunęli zaraz za nim. Poczułam uderzenie i potem nie czułam już nic. Obudziłam się na łóżku szpitalnym. Hej! Co ja tu robię?! Co się stało?! Nic nie pamiętam. Nagle zobaczyłam zapłakaną mamę i Vanessę siedzące na sali. Po chwili, gdy zauważyły, że się obudziłam zaczęły coś do mnie mówić, alr ja nic z tego nie rozumiałam. Słowa odbijały mi się w głowie jak echo. Nagle do sali wparowało dwóch lekarzy. Z tego co widziałam kazali wyjść mamie i Van, a te bardzo się spierały i krzyczały coś niezrozumiałego. Niespodziewanie zobaczyłam ciemność. Kiedy ponownie się obudziłam zobaczyłam lekarzy robiących mi jakieś badania. Tym razem już kontaktowałam. Kilka minut po moim obudzeniu do sali weszła mama.
- Cześć słońce! - powiedziała i pocałowała mnie w czoło. - Jak się czujesz?
- Już lepiej. A tak w ogóle, o co się stało?
- Jacyś faceci cię napadli i.... - rozpłakała się - brutalnie pobili. - momentalnie wszystko mi się przypomniało.
- Spokojnie mamo. Już jest dobrze. - powiedziałam i ją przytuliłam. Nagle do sali weszła Vanessa.
- Ktoś chce z tobą pogadać. - powiedziała do mnie i spojrzała znacząco na mamę. Po chwili razem wyszły, a do sali wszedł..........

--------------------------------------------------
Helloł! ;*

Jest już 4 rozdział!!!!!!! Trochę się ROSSpisałam, ale no cóż..... mam nadzieję, że się podoba.
Co by tu jeszcze dodać......
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Nawet nie wiecie ile radości dają mi wasze komentarze. Was to nic nie kosztuje, dlatego proszę, naprawdę, poświęćcie te kilkanaście sekund i napiszcie coś od siebie. Szczególnie dziękuję Ani Fance za to, że skomentowała prawie każdy post <3 Oczywiście innym komentatorom mojego bloga także z całego serca dziękuję <3 Jesteście najlepsi :*

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 3

A co do Ross'a ( bo potem już wiedziałam, że tak ma na imię) musiałam się zastanowić. I to porządnie zastanowić...

* Rozmowa*
- I jak? Zbliżyłeś się już do tej zdziry? - powiedział Jake ( kapitan drużyny)
- Nie mów tak o niej!- krzyknęli w tym samym czasie blondyn i Luke
- No sory, ale przegraliście zakład. Ty - wskazał na Luke'a - masz się do Laury zbliżyć, zostawić i na końcu upokożyć. - powiedział ostro. - A ty Ross -  wskazał na blondyna - musisz ją poniżać i za nic nie możesz być miły.
- Ale....
- Żadnego,, ale", mamy umowę.
Jaką umowę? O co tu chodzi? Siedziałam w krzakach obok przystanku podsłuchując. Wiem jedno, nienawidzę Luke'a. Wiedziałam, że tak będzie. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam cicho szlochać. Nagle pociągnęłam nosem.
- Słyszeliście to? - powiedział Luke - Ktoś tam jest. - powiedział ciszej wskazując palcem moją kryjówkę. Zamarłam. Po chwili chłopak podszedł bliżej, a zaraz po nim Jake i Ross. Luke odgrnął liście i mnie zobaczył.
- Laura, ja.... - zaczął, ale ja mu przerwałam.
- Nie chcę cię więcej widzieć. Jesteś jak wszyscy. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby - naprawdę myślałam, że możesz być inny..- powiedziałam nieco ciszej i spokojniej, ale także ze smutkiem - Jak widać się myliłam. - odeszłam, a raczej odbiegłam od nich. Szłam powoli. Różnymi polnymi drużkami, aż w końcu po 30 min. doszłam do domu. Odziwo zastałam tam rodziców.
- Cześć skarbie, co się stało? - powiedziała troskliwie mama.
Bez słowa pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Dlaczego ja? Czemu? I to w drugi dzień. Ja zawsze mam pecha. Teraz już nikomu nie zaufam. Gdy tak rozmśałam usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

* Oczami Vanessy *
Biedna Lau. Chyba wiem o co, a raczej o kogo chodzi. Ona zawsze miała pecha do chłopców. Postanowiłam z nią porozmawiać. Udałam się na górę i cicho zapukałam do jej pokoju. W odpowiedzi usłayszałam niewyraźne,, proszę". Otworzyłam drzwi i powoli weszłam do jej pokoiku.
- Hej, możemy pogadać? - spytałam nieśmiało.
- A o czym tu rozmawiać? Kolejny taki sam. Nie przejmuj się, za tydzień mi przejdzie. - odparła płacząc w poduszkę.
- Luke? - spytałam po chwili dla upewnienia
- Luke. - potwierdziła - przegrał zakład z takim jednym Jake'iem i miał się do mnie zbliżyć, a potem upokorzyć i zostawić. - mówiła coraz bardziej płacząc. Biedna. - Jak każdy. - dokończyła.
- Lau, będzie dobrze. Na pewno spotkasz jeszcze wielu. -,, będzie dobrze" standardowa wypowiedź ludzi, którzy nie umieją poczuć tego co czuje inna osoba.
- Ale to nie o to chodzi. Ja nie chciałam z nim chodzić. Ja chciałam wreszcie mieć kolegę. Nigdy nie miałam przyjaciółki. Nie ufałam mu na początku, ale później zmiękłam. Byłam taka naiwna. - tłumaczyła.
- Pamiętaj, że zawsze masz mnie. - pogłaskałam ją po plecach i opóściłam pokój. Przejdzie jej, jestem pewna.

* Narrator *

W domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzył David - ojciec Laury ( wymyślam, bo nie pamiętam jak naprawdę miał na imię xD ~ od aut.).
- Dzień dobry. Ja do Laury - powiedział gość.
- Witam. A można wiedzieć kim jesteś? - odparł David.
- Jestem Luke Northy. Chodzę z Laurą do szkoły. - odpowiedział brunet. Już chciał wejść, ale David zatrzymał o jedną ręką.
- To przez ciebie moja córka płakała? - zapytał groźnie.
- Tato, wpóść go. On musi sobie coś z Laurą wyjaśnić. - powiedziała Van schodząc po schodach.
- No dobrze, ale jeżeli się dowiem, że ją skrzywdziłeś, będziesz martwy. - odrzekł kierując swoje słowa do Luke'a. Ten tylko przytaknął i szybko pobiegł na górę.

* Luke *
Zapukałem cicho do pokoju Lau.
- Van, idź stąd! Chcę być sama!- krzyknęła i chyba rzuciła poduszką w drzwi, bo usłyszałem cichy huk. Zignorowałem jej słowa i wszedłem do środka. Gdy mnie zauważyła powiedziała krótkie, ale też pełne żalu i złości,, wyjdź".
- Laura, daj mi to wyjaśnić..
- Ale co tu wyjaśniać? Oszukałeś mnie i tyle. - przerwała mi.
- To daj chociaż coś powiedzieć, spróbować..
- Rób co chcesz. Ja i tak nie słucham. - powiedziała i zakryła głowę poduszką. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem opowiadać.

-----------------------------------------------
Witam, witam zacne milordy xD
Lecę do was prosto z nowym rozdziałem. Jest dosyć krótki, ale helloł! dodałam go z dnia na dzień! Nie przyzwyczajajcie się do tak częstych rozdzialików, bo teraz miałam cas, ponieważ byłam chora. Jutro jeszcze zostaję w domu, więc może zacznę pisać następny, a dodam go w weekend? Jescze nwm, ale możliwe.
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ a to wiąże się z nowymi rozdziałami.
Ps: spoiler: ta rozmowa zmieni punkt widzenia świada, a konkretniej jednej osoby Laury. Więc sory, że tak przerwałam, ale musiałam, no..
Pozdro fasolki ;*
~ Vicky ~

środa, 26 listopada 2014

Rozdział 2

Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Przed  moim domem stał Luke! Co on tu robi? I przede wszystkim skąd ma mój adres? Postanowiłam zapytać.
- Luke?! Co ty tu robisz? I skąd masz mój adres?
- Nie takiego powitania się spodziewałem. - powiedział i udał obrażonego
- No dobra, sory. Ale po prostu nie spodziewałam się tu ciebie.- odpowiedziałam, a chłopak tylko się uśmiechnął. Te ich głupie gierki. To jest powód nr 2 dlaczego nie lubię chłopców.
- Mam swoje sposoby.- powiedział - Widziałem co się dzisiaj stało. Szukałem cię, ale w szkole cię nie było, to przyszedłem tutaj.
- Nie było mnie, bo pojechałam do domu. Miałam dość. - spóściłam głowę, żeby nie widział, że płaczę, ale chyba zauważył...
- Nie płacz. Każdy ma gorsze i lepsze dni.
- Tia.... Ale mi cały czas trafiają się te gorsze..
- Nie mów tak. Przecież mogło być gorzej. Zawsze miej nadzieję, że jutro będzie lepsze.
- Nadzieją matką głupich. - mruknęłam
- Ale za to umiera ostatnia. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest.
- Słuchaj, stoimy tak w progu, może wejdziesz? - Zrobiłam mu przejście i pokazałam ręką, żeby wszedł.
- O! Widzę, że mamy gościa! - powiedziała Vanessa zbiegając ze schodów i uśmiechnęła się znacząco. Kiedyś ją zabiję.
- Darój sobie Van. Chcesz coś do picia? - zwróciłam się do chłopaka
- Wody. - odpowiedział, a ja poszłam do kuchni. Po chwili wróciłam z dwiema szklankami napełnionymi napojem.
- Dzisiaj nie mamy nic zadane. Nie katują nas jeszcze.. Może spędzimy razem dzień, a raczej resztę dnia. - rzekł
- OK. To co chcesz robić? - spytałam
- Może jakiś film.
- Jasne, wybierz jakiś - powiedziałam wskazując półkę pod telewizorem na której znajdowały się płyty. Po chwili chłopak włączył odtwarzacz DVD.
- Anabelle ( czy jakoś tak to się pisze ~ od aut.) . Horror - Powiedział krótko.
- No to zapowiada się ciekawa noc - mruknęłam pod nosem. Całe szczęście nie usłyszał, bo był zapatrzony na napisy początkowe. Film minął nam dosyć szybko, ponieważ była dopiero 19.30
- To ja się będę zbierał. - powiedział, kiedy chowałam płytę do pódełka.
- Życzę miłej nocy - powiedziałam ironicznie na co Luke tylko się uśmiechnął. - Czemu ty zawsze jesteś tak pozytywnie nastawiony na wszystko, co?
- Sam nie wiem, tak jakoś. - powiedział z bananem na twarzy. - To do jutra! - powiedział w progu drzwi.
- Chyba sobie żartujesz. Ja tam nie pójdę! Po tym co mnie spotkało?!
- Lau, nie poddawaj się już po pierwszej porażce. Podnoś się i nie daj sobą tak pomiatać! - nakręcał mnie - to co? przyjdę o 8.35? Przejdziemy się.
- OK. Pa!
- Pa.
Zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni. Zjadłam jakiś jogurt, wypiłam trochę soku i poszłam do siebie. Zasnęłam szybko, poniewać po moim ogarnianiu się była 22.48.
Rano obudziła mnie Vanessa, wbiegając do mojego królestwa i przerywając mi mój piękny sen.
- Laura!!!!!! Wstawaj!!!!!! Zaspałyśmy!!!! Jest 8. 15!!!!! - darła się
- Że co?! - zerwałam się na równe nogi i zaczęłam grzebać w szafie. Nawet nie zauważyłam kiedy Vanka wyszła z pokoju. Ubrałam dzisiaj o dziwo sukienkę. Letnią, żółtą sukienkę do połowy ud i białe buty na małym koturnie, do tego jakieś dodatki. Po 10 minutach wzięłam swoją torbę i zbiegłam na dół. W kuchni zastałam Vanessę robiąc naleśniki. Po chwili podała mik talerz z jedzeniem oraz szklankę soku. Akurat kiedy skończyłam jeść usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko odłożyłam swój talerz do zmywarki i pobiegłam do drzwi.
- Uuu. A któż to nas dzisiaj odwiedzi? - spytała podejrzliwie Van, a ja tylko zmroziłam ją wzrokiem i otwarłam drzwi. Zastałam za nimi Luke'a.
- Hej piękna. Ślicznie wyglądasz. - usłyszałam na powitanie
- Cześć. Dzięki - odpowiedziałam lekko speszona. Wyszliśmy. W szkole byliśmy już po 15 minutach. Poszłam z chłopakiem pod salę. Chwilę porozmawialiśmy i weszliśmy do środka. O nie! Wczoraj nie zauważyłam, że w mojej klasie jest ten durny, zgrywający miłego blondyn. Kiedy przechodziłam obok jego ławki, jak na złość potknęłam się o własne nogi i wylądowałam na kolanach blondaska. Z tego co usłyszałam wywnioskowałam, że jego dziewczyną jest niejaka Maybel Jones.
- Jak łazisz łamago??!!!!!- wydarła się, a ja stanęłam na równe nogi - Rossy, nic ci nie jest?? - podbiegła do chłopaka na tych swoich szpilkach i przytuliła go. A ja?  Ja jak najszybciej opóściłam,, miejsce zbrodni" i usiadłam obok Luke'a.
- Co za idiotka!! - szepnęłam do chłopaka
- Racja - odpowiedział. Reszta dnika minęła już w miarę spokojnie. Na całe szczęście tylko nieliczni pamiętali o moim wczorajszym,, wypadku". Po lekcjach skierowałam się na przystanek autobusowy, gdyż Vanessa nie mogła dzisiaj po mnie przyjechać. Niechcący podsłuchałam rozmowę tego całeg kapitana drużyny football'owej, Luka'a i tamtego blondyna. Po tym co usłyszałam, stwierdziłam, że nie chcę więcej widzieć Luke'a. A co do Ross'a ( bo potem już wiedziałam, że tak ma na imię) musiałam się nad nim zastanowić. I to porządnie zastanowić...

--------------------------------------------------------------------------------------------------
hejoł :*

Mamy 2 rozdział! Pisany za pomocą weny twórczej. Mam nadzieję, że się podoba. W 3 rozdziale będzie dosyć dużo Ross'a.
KOMENTUJCIE misie :*

~ Victoria ~

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 1


WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!

Opowiem wam moją historię, bez kłamstw, tylko prawdę. Zacznę od początku:
 
* 2 lata wcześniej * 
Płakałam. Siedziałam bezsilnie na łóżku i płakałam. Przedwczoraj przeprowadziłam się poraz kolejny. Tym razem do miasta aniołów - Los Angeles. Tu tak naprawdę nie jest aż tak cudownie jak się wszystkim wydaje. Miasto jak miasto. Nic tu aż tak ciekawego nie widziałam, ale to może dlatego, że jestem tu drugi dzień? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. A wracając, płaczę, ponieważ, jak za każdą przeprowadzką,  poszłam do nowej szkoły.

*Retrospekcja*

Weszłam do szkoły. Jak zwykle nie umiałam się nigdzie odnaleźć. Kiedy tak nerwowo szukałam sali, w której miałam lekcje oczywiście dobiłam do jakiegoś kolesia.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię. Nic ci nie jest? - Chwycił moją dłoń, by mi pomóc, ale ja byłam szybsza i stanęłam na równe nogi.
- Spoko, nic mi się nie stało - odparłam oschle. Nie lubię chłopców. Najpierw są tacy mili dla ciebie, a potem tak nagle bez uprzedzenia zostawiają cię. Taka prawda.
Wreszcie, po jakichś 15 minutach znalazłam moją salę. Całe szczęście, że Vanessa - moja sister, podrzuciła mnie o 8.40 także miałam jeszcze niecałe 5 minut. Usiadłam pod klasą i nałożyłam słuchawki na uszy. No macie mnie! Za tą cichą i czasem wredną dziewczyną kryje się miłośniczka muzyki. Wykorzystam każdą wolną chwilę na posłuchanie jej. Niestety ta chwila była bardzo krótka.
Weszliśmy do klasy.
- Witam, proszę usiąść. - powiedziała surowo pani....Jonsthon? Tak Jonsthon. Ponieważ nie wiedziałam gdzie usiąść stanęłam naprzeciwko pani.
- Ty jesteś....
- Laura Marano. Jestem nowa.
- Tak, wiem. Przedstaw się, powiedz coś o sobie i potem usiądź z...- błądzi wzrokiem po klasie- z Luke'iem. - wskazała przystojnego bruneta w rogu sali.
- Hej, jestem Laura. Interesuję się muzyką i lubię tańczyć.- powiedziałam nieśmiało do klasy.
- Uuuuu! Tancereczka w ciuchach z odzysku! - krzyknęła jakaś blondi.
- Stól dziub Maybel! Daj jej mówić! - warknął do niej Luke. 
- To ja może już usiądę. - zajęłam miejsce obok chłopaka.
- Nie przejmuj się nią, Laura . Ona tak zawsze. 
- Spoko, przyzwyczaiłam się już do ciągłej krytyki.
- Nawet tak nie mów.
- Hej, gołąbeczki! Nie przeszkadzam wam?- powiedziała zdenerwowana nauczycielka.
- Ja-a prze-przepraszam- jąkałam się.
- Nie, to ja przepraszam. Zagadałem Laurę- zaprotestował Luke. Miły jest, ale niech nawet do mnie nie startuje, bo powtórzę: nie lubię chłopców. 
Reszta lekcji minęła nam w ciszy. Tak samo kolejne dwie. 
Na trzeciej przerwie udałam się na stołówkę. Ponieważ stoliki w środku były zapełnione, a pogoda piękna, wyszłam na świeże powietrze. Usiadłam z jedzeniem na murku fontanny. Nagle jakiś chłopak (chyba kapotan drużyny football'owej ) rzucił we mnie piłką przez co wpadłam do wody. Po chwili podbiegł do mnie ze swoimi koleszkami z drużyny i jakimiś trzema dziuniami. Jedną z nich rozpoznałam. Była to Maybel.
- Ojej! Patrzcie, nowa nawet siedzieć nie umie! - krzyknęła jedna z nich i uśmiechnęła się szyderczo. Cała reszta się zaśmiała. Wyszłam z fontanny i rzuciłam piłką w jednego z chłopaków. Kojarzyłam go skądś . A! No tak! To ten co rano do mnie dobił.
- Przy kolegach to już taki miły nie jesteś, co
?!- wydarłam się na niego - bawi cię upokarzanie innych, to prosz
! - wylałam mu na głowę resztkę koktailu trustawkowego, a ten zakrył się rękoma i odbiegł. Opuściłam ,,towarzystwo
" i poszłam w jakieś ciche miejsce, by zadzwonić do Vanessy.

*Rozmowa telefoniczna*

V: Lau? Co jest? Co się stało?

L: Proszę przyjedź! Mam dość! /rozpłakałam się/

V: Zaraz będę.

*Koniec rozmowy telefonicznej*


Na Van nie musiałam czekać długo, bo już po chwili podjechała pod szkołę swoim bordowym fiatem. Wsiadłam do auta cała zapłakana.
- Hej, co się stało? - powiedziała zatroskana
- Zostałam upokorzona na oczach całej szkoły! I to w pierwszy dzień! 
Nasza rozmowa nie trwała długo, bo właśnie dojechałyśmy pod nasz wielki dom.
- Gdzie rodzice? - spytałam
- A jak myślisz? W pracy. Jest 12.00 - zaśmiała się
- No faktycznie.Bedę u siebie.- krzyknęłam wchodząc po schodach. 
Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko z płaczem. 
Siedziałam tak bezsilnie i płakałam. 
Kiedy wreszcie trochę się uspokoiłam udałam się do łazienki w celu ogarnięcia się.
Wzięłam bardzo długi i odprężający prysznic. Wysuszyłam włosy. 
Ubrałam się w krótkike jeansowe szorty i granatową bluzkę na ramiączkach z flagą USA i moje kochane wysokie coneversy. 
Kiedy czesałam włosy usłyszałam dzwonek do drzwi. ,,pewnie rodzice" - pomyślałam, ale nie ukrywam, że zaskoczył mnie mój gość. 
Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Przed moim domem stał.........

----------------------------------------------------------------------------------

Hejo :*

Jest pierwszy rozdział! 
Wiem, że do najdłuższych nie należy, ale przynajmniej jest. Zdecydowałam, że nie będę was męczyć np. 5 komentarzy = 2 rozdział itp. po prostu będę się cieszyć kiedy skomentujecie. 
Narazie nie ma za dużo naszego Ross'a ale niedługo się pojawi :3 

Jak myślicie, kto stoi przed drzwiami Laury?

piątek, 21 listopada 2014

Prolog

Jestem Laura. Mam 19 lat. Jestem osobą trudną do zrozumienia, inną. Mam w życiu dużo problemów, ale od tamtego dnia kiedy go spotkałam zmieniło się wszystko. Znaliśmy się  2 lata. To były najlepsze dwa lata mojego życia. Ale pewnego dnia go straciłam, zniknął tak jak sens mojego życia. Opowiem wam moją historię, bez kłamstw, tylko prawdę. Zacznę od początku....

-----------------------------------
Hejo miśki! No to mamy prolog. Mam nadzieję, że was zaciekawił ;) 
5 komentarzy = 1 rozdział