Bohaterowie

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 4

- Rób co chcesz. Ja i tak nie słucham. - powiedziała i zakryła głowę poduszką. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem opowiadać.
- Więc tak, Ross nie był kiedyś taki. Kiedyś był cichy, sznujący, miły i romantyczny. Miał jedną, ale prawdziwą przyjaciółkę. Przyjaźnili się trzy lata. Wydawałoby się, że jej życie jest idealne, ale jednak nie było. Tylko Ross wiedział co jej jest, ale nie chciał nikomu o tym mówić. Wspierał ją. Lecz któregoś dnia popełniła samobójstwo. Uwolniła się od swoich problemów. Ross się załamał. Stracił ją. Postanowił być silny. Nie wychodziło mu to. Pół roku później jego rodzice...zstawili go i jego rodzeństwo. Nikt nie wie dlaczego. To zdarzenie dobiło go totalnie. Zamknął się w sobie, z nikim nie chciał gadać. Nawet ze mną, a wtedy byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Kiedy Ross nie wiedział co ze sobą zrobić zaczął pić, imprezować, nawet ćpać, by tylko zapomnieć. Nikt tak naprawdę nie wike o co Ross założył się z Jake'iem, ale jedno jest pewne - przegrał. I teraz nie może być,, słaby" ani miły, musi być oschły i zły. Zerwał naszą przyjaźń. Tylko czasami wymieniamy dwa zdania i tyle. Ale ja wiem, że on tam gdzieś w środku nadal jest dawnym, miłym chłopakiem. - uśmiechnąłem się na samo wspomnienie dawnego Ross'a.

* Laura *
Pomimo tego co powiedziałam, i tak słuchałam wypowiedzi Luke'a. Kiedy chłopak skończył zamurowało mnie. Czyli taka jest prawda. Ross wcale nie jest taki zły. Teraz mam wyżuty sumienia, że na niego tak nawrzeszczałam.
- A co z tobą? Co z twoim zakładem? - zapytałam po chwili.
- Miesiąc przed twoim przyjściem założyłem się z Jake'iem o to, że w miesiąc zaliczę 10 dziwczyn. Nie udało się. Jake wymyślił mi,, karę" dopiero w dzień mojej przegranej. Kiedy zobaczył ciebie przed lekcjami zadecydował, że mam się do ciebie zbliżyć i no wiesz potem...no....upo..
- Wiem. - przerwałam mu.
- Laura, wybacz mi. Dałem słowo, ale tak naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. Jest nadzieja, że znów mi zaufasz? - spytał robiąc proszącą minę.
- Nadzieja jest zawsze. - odpowiedziałam poważnie.
- I tego się trzymam. - uśmiechnął się, ale ja nie odwzajdmniłam jego gestu. Wpatrywałam się w dywan na podłodze i myślałam o nim. O Ross'ie.
- Hej? Co jest? Widzę, że coś cię gryzie. O czym tak myślisz? - pytał zmartwiony.
- O Rossie. Pomyliłam się co do niego. - odpowiedziałam i wstałam. Chłopak zrobił to samo i spojrzał na wyświetlacz swojego i'Phone'a.
- Muszę już iść. Rodzice się martwią. - powiedział szybko.
- Która jest? - zapytałam gdy chłopak był przy drzwiach.
- 18.37. Pa, do jutra. - Rzekł krótko i wyszedł. Ja zaś udałam się do mojej osobistej łazieneczki. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam długie spodnie od piżamy i top. Zeszłam na dół i zastałam rodziców oglądających TV oraz Vanessę robiącą kolację.
- Co do żarcia? - spytałam rozglądając się po kuchni.
- Omlet. Siadaj zaraz będzie. - odpowiedziała Vanka. Usiadłam przy stole i grzecznie czekałam na posiłek. Po chwili do stołu dołączyli także rodzice. Van podała kolację.
- A ty już w piżamie? Jakaś nowość! - powiedziała zdziwiona mama, która najwyraźniej wcześniej nie zauważyła mojego ubioru.
- Noooo, jak widać. - powiedziałam ironicznie z uśmiechem i zaczęłam spożywać omlet.
- O czym gadałaś z tym chłopakiem? - powiedział ze złością tata niszcząc tym samym miła atmosferę.
- David! - szepnęła mama i szturchnęła tatę łokciem.
- O niczym ważnym. - skłamałam. Nie lubię kiedy tata mnie tak kontroluje.
- To ja idę do siebie. Chcę się dzisiaj wcześniej położyć, ale przed tem obejrzę jakiś film. - powiedziałam kończąc posiłek i udałam się w stronę schodów.
- Laura, - powiedziała mama, a ja się odwróciłam.
- Tak? - spytałam grzecznie.
- Dobranoc. - uśmiechnęłam się. Zawsze kiedy byłam mała nie mogłam zasnąć bez powiedzenia mamie,, donranoc". Cieszę się, że to powiedziała. Przypomniała mi tym czasy dzieciństwa.
- Dobranoc. -  odpowiedziałam po chwili z uśmiechem i pobiegłam na górę. Weszłam do mojego fioletowo - białego pokoiku i rzuciłam się na łóżko. Wzięłam do ręki pilot od telewizora i go włączyłam. Przez jakieś półtorej godziny skakałam po kanałach, a później wyłączyłam TV i zagasiłam lampkę nocną. Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o Rossie.

* Ross ( w tym samym czasie ) *
Po ,,wieczornych czynnościach" udałem się do łóżka. Nie mogłem spać. Myślałem o Laurze i rodzicach. Dlaczego to zrobili? Zadaję sobie to pytanie już od roku. Tak. Zgadza się. Rok temu nas opuścili. A co do Laury... Ah! Po co ja się zakładałem. Ona wydaje się taka inna, ale niestety nie mogę jej bliżej poznać. Przegrałem tem pieprzony zakład! Mam dość! Chcę odejść. Chcę zniknąć z tego świata. Chcę być znów z moją kochaną Jess ( jego byłą BFF ). Minął już rok, 5 miesięcy i 27 dni od kąd odeszła. Tak, liczę te dni. Może jestem dziwakiem, ale nigdy nie przestanę. Co drugi dzień chodzę na cmentarz do niej. Moje rodzeństwo martwi się o mnie. Najbardziej Riker i Rydel. Nie chcę z nimi gadać. Zwykle jak przychodzę ze szkoły do domu, idę bez słowa do swojego pokoju. Delly czasem próbuje ze mną rozmawiać, ale jej to za bardzo nie wychodzi. Strasznie chciałbym znów żyć jak dawniej. Kiedy tak rozmyślałem do mojego pokoju weszła Rydel.
- Nie możesz spać? - zapytała po chwili milczenia. Tylko przytaknąłem.
- Ja też. Rossy nie martw się. Przecież wiesz, że Jessica patrzy na ciebie z góry i martwi się o ciebie, ale pomimo wszystko jest z tobą. - powiedziała załamanym i zmarwionym głosem, ale ja nie odpowiedziałem.
- Ross, rozmawiaj ze mną! Wszyscy się o ciebie martwią! Powiedz mi co się z tobą dzieje! - wykrzyczała i się rozpłakała. A ja nie wytrzymałem.
- Jak mam z wami rozmawiać, kiedy ja sam nie wiem co się ze mną dzieje! Przestań pieprzyć to swoje,, będzie dobrze"! Przecież ty dobrze wiesz, że nie będzie! - wydarłem się na siostrę, a ta schowała twarz w dłonie. Przesadziłem. Nagle do pokoju wparowali półprzytomni Riker i Rocky.
- Co tu się dzieje?? - Krzyknął Rocky
- Co jest? Pali się czy co?! - wydarł się Ryland, który właśnie wbiegł do pokoju.
- Ryd, co się stało? - zignorował nasze krzyki Riker i przytulił Delly - Coś ty jej znowu powiedział?! - zwrócił się zły do mnie.
- Dajcie mi wszyscy spokój! - wrzasnąłem i wybiegłem z pokoju. Udałem się na dół. Zrobiłem sobie herbaty i poszedłem do mojego,, tajnego pokoju". Nazwałem tak piwnicę, którą sobie urządziłem, kiedy reszta szukała rodziców. Nie chciałem chodzić z nimi. To wszystko mnie przerosło.
Ułożyłem się wygodnie na kanapie w piwnicy, pooglądałem chwilę TV i poszedłem spać. Tym razem zasnąłem szybko i obudziłem się wcześnie. Spojrzałem na zegar, który wskazywał 7.00. Postanowiłem iść do swojego pokoju. Wszedłem szybko po drewnianych schodach na piętro. W kuchni zauważyłem Rydel robiącą sobie kawę.
- Cześć Delly. - powiedziałem niepewnie.
- Hej. - odpowiedziała i sopojrzała na mnie.
- Ryd, ja przpraszam. Wiesz, że nie chciałem, ale ja po prostu.....no to mnie przerasta! - krzyknąłem i schowałem twarz w dłonie siadając na kanapie w salonie.
- Wiem Rossy, wiem. Nie jestem zła. - powiedziała i mnie przytuliła.
Nawet nie zauważyłem kiedy była 8.30. Widać nawet facetom trochę zajmuje poranna toaleta. Wyszedłem z domu. Do szkoły miałem blisko, więc już po 10 min. byłem na głównym holu. Udałem się pod klasę z historii. Nagle zobaczyłem Laurę idącą w moją stronę. Szybko wstałem.
- Ross, możemy pogadać? - zapytała kiedy stanęliśmy dosyć blisko siebie.
- Jasne, ale teraz? Bo jeśli tak to szybko, bo za 10 minut zaczyna się lekcja.
- Niee. Wiesz może po szkole przyjdziesz do mnie? - powiedziała dziwnie zmieszana.
- OK. A gdzie mieszkasz?
- Na Kinzie Street 15700.
- Ale się złożyło! Ja mieszkam na ulicy obok! - uśmiechnąłem się - Labrador Street 17500.
- To co? O 16.30 u mnie? - zapytała a ja tylko z uśmiechem pokiwałem głową. - Masz tu jakby co mój numer. Jak coś to dzwoń. - podała mi karteczkę z jej numerem telefonu. Po chwili przyszedł nauczyciel i kazał nam wejść do klasy.

* Laura *
Jakoś udało mi się namówić pana Brown'a ( ciekawostka: jestem w 1/8 amerykanką. Mój pradziadek był amerykaninem. Nazywał się John Brown xD ~ od aut. ) żeby pozwolił mi siedzieć samej, bo nie miałam ochoty siedzieć z Luke'iem. Lekcja minęła dosyć szybko. Może to dlatego, że nie miałam ochoty słuchać o wojnie secesyjnej, więc próbowałam napisać kolejny tekst piosenki. Reszta lekcji także minęła szybko i spokojnie. Nawet nie zauważyłam kiedy była godzina 14.45. Wyszłam przed szkołę i grzecznie czekałam na Van. Nie lubiłam po lekcyjnych przepychanek, więc poszłam trochę na ubocze. Nagle podeszło do mnie trzech mięśniaków. Jeden z nich wyglądał na ok. 23 lata a pozostała dwójka na nieco młodszych.
- Ty, lalka! Masz kasę? Jak nie, to mamy nieco inną propozycję. - powiedział jeden z nich tęgim basem i położył jedną rękę na moim biuście. Szybko się odzsunęłam.
- Jak nie grasz na naszych zasadach, to sory mała, ale musimy trochę inaczej zagrać. - rzekł najstarszy i zaczął się do mnie zbliżać,a pozostali dwaj sunęli zaraz za nim. Poczułam uderzenie i potem nie czułam już nic. Obudziłam się na łóżku szpitalnym. Hej! Co ja tu robię?! Co się stało?! Nic nie pamiętam. Nagle zobaczyłam zapłakaną mamę i Vanessę siedzące na sali. Po chwili, gdy zauważyły, że się obudziłam zaczęły coś do mnie mówić, alr ja nic z tego nie rozumiałam. Słowa odbijały mi się w głowie jak echo. Nagle do sali wparowało dwóch lekarzy. Z tego co widziałam kazali wyjść mamie i Van, a te bardzo się spierały i krzyczały coś niezrozumiałego. Niespodziewanie zobaczyłam ciemność. Kiedy ponownie się obudziłam zobaczyłam lekarzy robiących mi jakieś badania. Tym razem już kontaktowałam. Kilka minut po moim obudzeniu do sali weszła mama.
- Cześć słońce! - powiedziała i pocałowała mnie w czoło. - Jak się czujesz?
- Już lepiej. A tak w ogóle, o co się stało?
- Jacyś faceci cię napadli i.... - rozpłakała się - brutalnie pobili. - momentalnie wszystko mi się przypomniało.
- Spokojnie mamo. Już jest dobrze. - powiedziałam i ją przytuliłam. Nagle do sali weszła Vanessa.
- Ktoś chce z tobą pogadać. - powiedziała do mnie i spojrzała znacząco na mamę. Po chwili razem wyszły, a do sali wszedł..........

--------------------------------------------------
Helloł! ;*

Jest już 4 rozdział!!!!!!! Trochę się ROSSpisałam, ale no cóż..... mam nadzieję, że się podoba.
Co by tu jeszcze dodać......
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Nawet nie wiecie ile radości dają mi wasze komentarze. Was to nic nie kosztuje, dlatego proszę, naprawdę, poświęćcie te kilkanaście sekund i napiszcie coś od siebie. Szczególnie dziękuję Ani Fance za to, że skomentowała prawie każdy post <3 Oczywiście innym komentatorom mojego bloga także z całego serca dziękuję <3 Jesteście najlepsi :*

2 komentarze:

  1. I dobrze, że się rosspisałaś ^_^ Pisz tak dalej, a będzie więcej obserwatorów ;)
    Anyway
    Świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń