Bohaterowie

czwartek, 22 października 2015

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 6

- Ross....- wycedziła przez zaciśnięte zęby - co ja tu do jasnej cholery robię?! - w końcu nie wytrzymała i wydarła się.....
- Yy, Laura....no ten na plaży i potem Rydel, a później ten sms i Vanessa i twoi rodzice i ty na noc.....- jąkałem się.
- Że co?!

* Laura *

Co on, cholera jasna pieprzy?! Oj teraz to się wkurzyłam...
- Tłumacz się. - powiedziłam niby spokojnie.
- Okey, od początku. Byłem na plaży i zauważyłem cię leżącą na piasku...
- Nie kłam! To jeszcze pamiętam i wiem jak było. Powiedz od momentu kiedy zemdlałam PRZEZ CIEBIE.
- No dobra, to tak, wziąłem cię na ręce i chciałem zanieść do twojego domu, ale po drodze spotkałem Rydel....- Nie dane mu było dokończyć, bo znów przerwałam mu jego wyjaśnienia.
- Czekaj, kto to Rydel?
- Moja siostra, teraz jest na pierwszym roku studiów ( przypominam, że to dzieje się kiedy Ross ma 17 lat, a Delly 19 ~ od aut.) a wracając...... Ryd nie mogła się dowiedzieć, bo miałbym spore kłopoty, więc skłamałem jej, że cię nie znam i powiedziałem, że niosę cię do naszego domu no i tak jakoś wyszło....... Było już strasznie późno i napisałem z twojego telefonu do Vanessy, że zostajesz na noc, bo tak uroczo wyglądałaś i nie chciałem cię budzić. - skończył wyjaśnienia, a ja zamarłam. Czyli mam u niego spać? Już sobie wyobrażam te wszystkie pytania, głównie zadawane przez tatę, po powrocie..... Nie! Wracam do domu!
Wstałam i podeszłam do drzwi.
- Lau, gdzie ty idziesz?! - krzyknął spanikowany Ross.
- Yyy do domu? Nie mam zamiaru tu spać. - odpowiedziałam nieco ironicznie i wyszłam. Zeszłam po schodach, ale coś, a raczej ktoś mnie zatrzymał. Tym ktośem był rzecz jasna Ross Shor Lynch.
- Puszczaj mnie, idę do domu! - krzyknęłam i nawet nie zauważyłam kiedy wokół nas zebrali się wszyscy Lynch'owie.
- Co się tu dzieje? - spytał lekko przestraszony, wysoki mężczyzna, zapewne ojciec Ross'a.
- Ja mam lepsze pytanie, kim jest ta ślicznotka? - tym tazem odezwał się blondyn bardzo podobny do Ross'a.
- Ej ja to chciałem powiedzieć! - oburzył się najwyższy z nich wszystkich ( najwyższy z młodzieży oczywiście) brunet i rzucił się z pięściami do tego pierwszego.
- Rocky, Riker przestańcie! Ile wy macie lat? - rozdzielił ich tata Lynch.
- Yy Rossy, kim jest ta dziewczyna? - zapytała lekko zdziwiona kobieta-mama Lynch.
- Ta? Aaa to ten moja dziewczyna! - Ok. Teraz to przesadził.
- Ymm nie? Nie jestem jego dziewczyną. Znamy się ze szkoły. Ale ja już może pójdę. - powiedziałam z udawaną słodkością i ruszyłam do przedpokoju.
- Nie! Nigdzie nie idziesz! Jest już za późno. Zostaniesz u nas na noc, zadzwonię do twoich rodziców.- powiedziała troskliwie mama Lynch.
- Mama, to już załatwione. - burknął pod nosem Ross.
- To nawet lepiej. - Zwróciła się do niego kobieta.
- Ross, Rocky idźcie poszukać w piwnicy, materaca dla......
- Laury. - Dokończył za nią Ross.

* Riker *
Jaka ona jest piękna! Nareszcie zostaliśmy sami! A raczej prawie sami. Tylko jak zacząć rozmowę? Wiem, najpierw trzeba spławić rodziców.
- Mamo, zrobisz Laurze coś do jedzenia? Na pewno jest głodna. - powiedziałem znacząco na rodzicielkę.
- Właściwie to... - brunetka próbowała to jakoś odkręcić, ale było już za późno. Mama i tata zniknęli za rogiem.
- A tak w ogóle to jestem Riker. - grzecznie się przywitałem i podalem dziewczynie dłoń,a ta trochę zpeszona odwzajemniła gest.
- Laura.
- Chyba jesteś tu nowa. Może jutro pokazałbym ci miasto? Bo przecież jest sobota... - zapytałem z nadzieją.
- No w sumie możemy i....... - nie zdążyła dokończyć, bo właśnie małpy zwane moimi braćmi weszli do salonu.
- Nie ma! - krzyknął Ross stając obok nas.
- Czego nie ma? - odkrzyknął tata z kuchni i już po chwili stanął obok nas.
- Materaca.
- Jak to nie ma? - tata już się powoli irytował.
- No nie ma. Szukaliśmy wszędzie i nie ma. - tym razem odezwał się Rocky.
- No to nic. Ustalcie to jakoś. Może ty, Ross, będziesz spał w salonie na kanapie? - powiedział tata.
- To chyba jedyne wyjście. - odparł mój ,,kochany" brat.
Po skończonej rozmowie mama zawołała nas na dosyć późną kolację. Szybko zjedliśmy kanapki, a potem Rydel dosłownie porwała Lau na górę by dać jej niezbędne rzeczy do wykąpania się itp. Tyle ją tego dnia widziałem.

* Laura *
Kiedy Rydel skończła tłumaczyć mi co i jak udałam się do łazienki. Pomyślałam, że nie powinnam zbyt długo zajmować pomieszczenia, więc wzięłam szybki prysznic, a następnie ubrałam luźną bluzkę z krótkim rękawem i krótkie szorty, które pożyczyła mi Ryd. Jest bardzo miła. Nie za bardzo wiedziałam gdzie mogę się położyć, więc postanowiłam zapytać o to Ross'a, bo w sumie z nim znam się najdłużej. Podeszłam pod drzwi jego pokoju i cicho zapukałam. Po chwili usłyszałam krótkie ,,proszę". Weszłam do środka. Blondyn leżał na łóżku w koszulce i....bokserkach?! Wtf! No w sumie jest u siebie.
- Emmm, Ross gdzie mogę się położyć?
- A, no tak. To ty możesz spać na moim łóżku, a ja idę na dół. To....dobranoc. - odpowiedział.
- Dobranoc.
Gdy chłopak wyszedł zgasiłam światło i położyłam się do niezwykle wygodnego łóżka. Byłam strasznie zmęczona. Momentalnie zasnęłam, ale nie na długo... Obudził mnie głośny huk. Burza.... Jak ja nie znoszę burzy, a racej boję się jej. Przez te okropne odgłosy nie mogłam dalej spać. Postanowiłam nalać sobie trochę wody. Wstałam i po cichu zeszłam na dół. Nie byłam pewna czy mogę tak po prostu gmerać im po kuchni, ale w sumie Delly powiedziała: ,,jak coś to czuj się jak  u siebie" a u siebie mogę spokojnie nalać sobie wody.
- Nie możesz spać? - usłyszałam za sobą znajomy głos kiedy akurat piłam. Okropnie się przestraszyłam. Podskoczyłam ze strachu i upuściłam szklankę z napojem.
- O Boże.....ja.... ja...przepraszam. - wyszeptałam- Przestraszyłeś mnie Ross.
- Ok, spoko. Nic się nie stało. - odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- I tak, jakoś nie mogę zasnąć, a ty?
- Ja też. Strasznie nie wygodnie się śpi na tej kanapie. Skoro i tak oboje nie śpimy to może obejrzymy jakiś film? - zadał kolejne pytanie. Ja tylko mruknęłam i pokiwałam głową na potwierdzenie. Następnie zrobiliśmy sobie coś do picia oraz popcorn i udaliśmy się do salonu. Ross oczywiście wybrał jakiś horror. Nawet nie pamiętam tytułu. Ułożyliśmy się w pozycji pół siedzącej obok siebie w bezpiecznej odległości. Po ok. 30 min oglądania zachciało mi się spać. Próbowałam walczyć z opadającymi powiekami i nie zasnąć na tej kanapie obok blondyna, ale na nic. W końcu się poddałam i usnęłam.

* Narrator *

Laurę obudziły promienie słoneczne wdzierające się przez uchylone okno. Brunetka niechętnie otworzyła oczy. Widok, który zobaczyła naprawdę ją zdziwił. Leżała na gołym torsie Ross'a. I to już nie na dole w salonie, tylko prawdopodobnie w pokoju chłopaka. Blondynek jeszcze smacznie spał. Dziewczyna próbowała uwolnić się z jego objęcia, ale ten tylko mruknął coś przez sen i przyciągnął ją jeszcze bardziej. Laura nie miała serca budzić uroczego chłopaka więc postanowiła poczekać, aż się obudzi. Niestety, gorąca klata Ross'a działała kojąco i usypiająco. Po chwili brunetka ponownie zasnęła. Pół przytomnemu blondynowi to chyba zbytnio nie przeszkadzało, bo gdy tylko ta opóściła powieki on mocniej przyciągnął ją do siebie.

* Riker * ranek *

Obudził mnie budzik nastawiony na 8.30. Musiałem się przecież przygotować do spotkania z Laurą. Ymm....co by tu ubrać? Wiem! Założę szare rurki i niebieską koszulę, a do tego moje ukochane czarne coneverse'y.
- Ok....spodnie są....buty mam na dole, czekaj....przecież jest listopad! Nie pójdę w trampkach! Dobra, założę buty jesienne...- mówiłem sam do siebie szukając wszystkich potrzebnych części garderoby. - teraz koszula.....koszula....tylko gdzie ta koszula! W praniu raczej nie.....to w takim razie....

* Rocky *

Spałem sobie spokojnie aż tu nagle ktoś wbiega do mojego pokoju tym samym mnie budząc.iA tym ktosiem był oczywiście mój kochany braciszek Riker.
- Masz moją niebieską koszulę? - wrzeszczał.
- Co? Jaką koszulę? Ja nic nie mam!  
- Dobra, poszukam u Ross'a. - wyszedł z pokoju, a ja dalej mogłem sobie pospać.


* Riker (znowu) *

Szybko pobiegłem do pokoju młodszego blondaska. To co zobaczyłem po otwarciu drzwi zaskoczyło mnie do granic możliwości. Strasznie mnie to zabolało...

--------------------------------------------------------------------------

Hej, hej, hej :D 

Rozdział pisany tak trochę na siłe, ale macie, nacieszcie się xD 
Następny przwiduję.........nwm kiedy xDD 
Błagam was, kto to przeczytał niech zostawi koma....<3 KW <3 

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 5

- Ktoś chce z tobą pogadać. - powiedziała do mnie i spojrzała znacząco na mamę. Po chwili razem wyszły, a do sali wszedł Ross?! Co on tu robi? Aaaa, no takk, byliśmy umówieni. Kompletnie zapomniałam. Pewnie jest zły, chociaż nie wygląda.
- Hej. - powiedział łagodnie, a Van zamknęła drzwi.
- Cześć. Strasznie cię przepraszam, że nie udało nam się spotkać...- zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.
- Nie jestem zły. - powiedział i usiadł na krześle obok mojego łóżka.
- A tak w ogóle, to skąd wiedziałeś, że jestem w szpitalu? - spytałam po chwili ciszy.
- Kiedy nikt mi nke otwierał drzwi do twojego domu postanowiłem zadzwonić. Odebrała Vanessa i wszystko mi opowiedziała,a ja od razu przyjechałem.
- To miło z twojej strony, że przyjechałeś. - uśmiechnęłam się, a chłopak odwzajemnił gest.
- Hej, skoro jesteśmy sami to możemy teraz pogadać.
- No w sumie.... To tak, Ross, czy to prawda, że ty kiedyś nie byłeś takim złym,, macho"? Byłeś inny. Miły i dobry, kiedy była z tobą Jessica.
- Skąd o niej wiesz? - nagle zpoważniał.
- Luke mi powiedział. - odparłam.
- Luke... - warknął pod nosem.
- Ross.....wyjaśnisz mi coś? - spytałam nieśmiało.
- Ta, pytaj. - powiedział znów łagodnie.
- Co się stało pomiędzy tobą a Luke'iem?
- Nie ważne. Nie chę o tym gadać.
- Proszę.... - zrobiłam oczka zbitego pieska.
- No dobra, ale czy napewno mogę ci zaufać?
- No jasne, że tak. - posłałam mu uśmiech.

* Ross *
Laura nie dawała za wygraną. Wszystko chciała wiedzieć. Co miałem zrobić? Powiedziałem.
- Ja i Luke kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Nie wiem czy wiesz coś o mojej przeszłości, ale moi rodzice.....wyjechali na jakiś czas...- skłamałem, ale co miałem powiedzieć? Nie chciałem żeby wiedziała. Nie chciałem żeby ktokolwiek wiedział. - A Luke, kiedy przyjaźniliśmy się z Jess był inny. Ale gdy ona.......przeprowadziła się....
- Ross, nie kłam. Wiem co się stało. - przerwała mi.
- Kiedy Jessica - zawachałem się - o-odeszła - pojedyncza łza spłyneła po moim policzku. Szybko ją wytarłem, by Lau jej nie zauważyła. Brakowało mi Jess. Cholernie mi jej brakowało. - ja się załamałem. A Luke...., Luke odwrócił się ode mnie, bo jak to on stwierdził,, stałem się słaby". I od tamtej pory się nie lubimy. - dokończyłem.
- Ross....ja....
- tak wiem, nie wiesz co powiedzieć.
- Przykro mi. - wydusiła. I zrobiła coś, czego bym się nigdy nie spodziewał, a mianowicie podniosła się pomimo bólu i przytuliła mnie. Byłem w szoku, ale odwzajemniłem gest.
- Pani Marano! Mam dla pani dobrą wiadomość! - powiedział uradowany lekarz, który właśnie wszedł na salę tym samym przerywając nam uścisk. Laura nie odpowiedziała tylko wyczekująco spojrzała się na doktora- Już jutro może pani opóścić szpital. - powiedział zakładając na nos okulary - Tylko nie może pani póki co zbytnio się wysilać.
- Tak, oczywiście! - powiedziała uradowana Laura,a do sali weszła Vanessa.
- Lau, mam czyste ubrania dla ciebie! - powiedziała.
- Ok, dzięki. - uśmiechnęła się - Ymmm, Ross.....możesz wyjść. Chcę się przebrać. - powiedziała zmieszana, a ja wyszedłem bez słowa.

*Lau*
Zaraz po wyjściu Rossa Van dała mi ubrania, a ja poszłam do łazienki i ubrałam się.  Cały dzień minął mi na gapieniu się w sufit i przez pół dnia słuchaniu opowieści Vanessy kiedy była z Brady'm. Doskonale znałam tę historię, ale jak Vanka zacznie gadać to nie ma jak jej uciszyć.
Następnego dnia ok. 10.00 przyjechała po mnie mama. Załatwiła jakiś tam wypis i pojechałyśmy do domu. Dzisiaj moja rodzicielka odpóściła mi szkołę. Postanowiłam się przejść. Oznajmiłam mamie (bo tylko ona była w domu),  że wychodzę i poszłam. Wędrowałam jasnymi ulicami Los Angeles. Teraz przyznaję - to miasto jest piękne. Po ok. godzinie włóczenia się po mieście postanowiłam iść na plażę. Było bardzo gorąco, poinieważ dochodziło południe. Nagle za skałami zobaczyłam Ross'a i Mabel?! Aaaa, no tak. Oni są parą. Właśnie widziałam jak May ściąga ubrania pod którymi ma strój kąpielowy. Ross był już przebrany. Kiedy dziewczyna skończyła, Ross wziął ją na ręce i wbiegł do wody. Mabel przeraźliwie się darła, ale widać było, że jest szczęśliwa. Pomimo woli ujśmiechnęłam się. Po chwili May spojrzała się w moją stronę i powiedziała coś do chłopaka. Chwilę później on też się odwrócił i zaczął iść w moją stronę. Stałam jak wryta. O co może chodzić? Kiedy blondasek i lalunia byli dosyć blisko, bym ich usłyszała, Mabel powiedziała, a raczej krzyknęła:
- Co ty tu robisz zdziro?!
- Hej, słonko. Złość piękności szkodzi. - rzekł Ross przytulając swoją dziewczynę.
- A ty, - wskazał na mnie palcem - czego tu szukasz? Wypieprzaj stąd!
Moje oczy się zaszkliły, ale nie zamierzałam płakać. Czyli on tylko udawał? Czego było się spodziewać.
- Aha, już rozumiem. - powiedziałam - przedwczoraj w szpitalu tylko udawałeś! Zrobiłeś to wszystko żeby teraz mnie zeszmacić?! Jeśli tak, to proszę! Udało ci się! - wykrzyczałam i nie czekając na odpowiedź odbiegłam w drugą stronę. Biegłam tak z 15 minut dławiąc się łzami i o mało co nie wywracając się na ciepłym piasku. Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za nadgarstek. Odwróciłam się i zobaczyłam Ross'a. Złapał mnie za oba nadgarstki i zaczął mocno ściskać. Bolało mnie to.
- Ross.....póść.....to boli... - mówiłam i próbowałam się wyrwać, ale blondyn był silniejszy. Powoli traciłam czucie. Nagle zobaczyłam czerwone plamki przed oczami,a potem nie widziałam już nic.

*Ross*
O fuck! Przegiąłem. Co ja sobie myślałem? Ona zemdlała! Przeze mnie! Szlag! Co robić? Co robić? Dobra, na pewno jej tu nie zostawię. Wiem! Zaniosę ją do jej domu! Wziąłem Laurę na ręce i udałam się w stronę wyjścia z plaży. Było już dosyć ciemno. Już dochodziłem do jej domu, kiedy zobaczyłem idącą w moją stronę.......Rydel?! Co ona tu robi?
- Ross?! Co ty tu ro..... co to za dziewczyna?! - krzyknęła wyraźnie zdziwiona.
- Yyy.....ja.....ten.....no......zobaczyłem ją na plaży i postanowiłem uratować. - wypowiedziałem dumnie.
- A tak w ogóle to gdzie ty ją niesiesz?
- Do......domu! Tak, do domu! Do naszego domu.
- Ahaaaa, ale wiesz, że nasz dom jest w drugą stronę?
- Ah, no tak. Głupi ja!
- Chodźmy.
Poszliśmy razem do mojego domu. Kiedy dotarliśmy na miejsce zignorowałem wszelkie pytania domowników i zaniosłem Lau do mojego pokoju. Tam położyłem ją na moim łóżku, upewniłem się czy oddycha i wyciągnąłem telefon by sprawdzić która godzina. O fuck! Już 22.36! Pewnie rodzice Laury wyrywają sobie włosy z nerwów! Po cichu sięgnąłem do torby dziewczyny by wyciągnąć jej telefon i napisać do jej rodziców, albo chociaż do Vanessy. Gdy już trzymałem jej telefon wybrałem numer jej siostry i napisałem takiego sms'a:
,, Laura dziś zostaje u mnie na noc. Nie martw się, nic się nie wydarzy. Jutro ok. południa odwiozę ją do domu.
                                                                                                                   - Ross "
Van odpisała po około 5 minutach:
,, Dobrze, że piszesz, bo rodzice strasznie się denerwowali, ale teraz są już spokojni i nie mają nic przeciwko ;).
                                                                                                                   - Vanessa "
Kiedy skończyłem czytać wiadomość poczułem jak coś się rusza na łóżku, na którym siedziałem. ,,Laura się obudziła" - pomyślałem. Miałem rację. Brunetka spojrzała na mnie nieprzytomnie, ale już po chwili odzyskała świadomość....
- Ross....- wycedziła przez zaciśnięte zęby - co ja tu do jasnej cholery robię?! - w końcu nie wytrzymała i wydarła się.....

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie żelusie!
Rozdział pisany na szybko xD
Dawno mnie tu nie było, ale już jestem!! Jeejj ;)
Co by tu jeszce....... a no tak! KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 4

- Rób co chcesz. Ja i tak nie słucham. - powiedziała i zakryła głowę poduszką. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem opowiadać.
- Więc tak, Ross nie był kiedyś taki. Kiedyś był cichy, sznujący, miły i romantyczny. Miał jedną, ale prawdziwą przyjaciółkę. Przyjaźnili się trzy lata. Wydawałoby się, że jej życie jest idealne, ale jednak nie było. Tylko Ross wiedział co jej jest, ale nie chciał nikomu o tym mówić. Wspierał ją. Lecz któregoś dnia popełniła samobójstwo. Uwolniła się od swoich problemów. Ross się załamał. Stracił ją. Postanowił być silny. Nie wychodziło mu to. Pół roku później jego rodzice...zstawili go i jego rodzeństwo. Nikt nie wie dlaczego. To zdarzenie dobiło go totalnie. Zamknął się w sobie, z nikim nie chciał gadać. Nawet ze mną, a wtedy byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Kiedy Ross nie wiedział co ze sobą zrobić zaczął pić, imprezować, nawet ćpać, by tylko zapomnieć. Nikt tak naprawdę nie wike o co Ross założył się z Jake'iem, ale jedno jest pewne - przegrał. I teraz nie może być,, słaby" ani miły, musi być oschły i zły. Zerwał naszą przyjaźń. Tylko czasami wymieniamy dwa zdania i tyle. Ale ja wiem, że on tam gdzieś w środku nadal jest dawnym, miłym chłopakiem. - uśmiechnąłem się na samo wspomnienie dawnego Ross'a.

* Laura *
Pomimo tego co powiedziałam, i tak słuchałam wypowiedzi Luke'a. Kiedy chłopak skończył zamurowało mnie. Czyli taka jest prawda. Ross wcale nie jest taki zły. Teraz mam wyżuty sumienia, że na niego tak nawrzeszczałam.
- A co z tobą? Co z twoim zakładem? - zapytałam po chwili.
- Miesiąc przed twoim przyjściem założyłem się z Jake'iem o to, że w miesiąc zaliczę 10 dziwczyn. Nie udało się. Jake wymyślił mi,, karę" dopiero w dzień mojej przegranej. Kiedy zobaczył ciebie przed lekcjami zadecydował, że mam się do ciebie zbliżyć i no wiesz potem...no....upo..
- Wiem. - przerwałam mu.
- Laura, wybacz mi. Dałem słowo, ale tak naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić. Jest nadzieja, że znów mi zaufasz? - spytał robiąc proszącą minę.
- Nadzieja jest zawsze. - odpowiedziałam poważnie.
- I tego się trzymam. - uśmiechnął się, ale ja nie odwzajdmniłam jego gestu. Wpatrywałam się w dywan na podłodze i myślałam o nim. O Ross'ie.
- Hej? Co jest? Widzę, że coś cię gryzie. O czym tak myślisz? - pytał zmartwiony.
- O Rossie. Pomyliłam się co do niego. - odpowiedziałam i wstałam. Chłopak zrobił to samo i spojrzał na wyświetlacz swojego i'Phone'a.
- Muszę już iść. Rodzice się martwią. - powiedział szybko.
- Która jest? - zapytałam gdy chłopak był przy drzwiach.
- 18.37. Pa, do jutra. - Rzekł krótko i wyszedł. Ja zaś udałam się do mojej osobistej łazieneczki. Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam długie spodnie od piżamy i top. Zeszłam na dół i zastałam rodziców oglądających TV oraz Vanessę robiącą kolację.
- Co do żarcia? - spytałam rozglądając się po kuchni.
- Omlet. Siadaj zaraz będzie. - odpowiedziała Vanka. Usiadłam przy stole i grzecznie czekałam na posiłek. Po chwili do stołu dołączyli także rodzice. Van podała kolację.
- A ty już w piżamie? Jakaś nowość! - powiedziała zdziwiona mama, która najwyraźniej wcześniej nie zauważyła mojego ubioru.
- Noooo, jak widać. - powiedziałam ironicznie z uśmiechem i zaczęłam spożywać omlet.
- O czym gadałaś z tym chłopakiem? - powiedział ze złością tata niszcząc tym samym miła atmosferę.
- David! - szepnęła mama i szturchnęła tatę łokciem.
- O niczym ważnym. - skłamałam. Nie lubię kiedy tata mnie tak kontroluje.
- To ja idę do siebie. Chcę się dzisiaj wcześniej położyć, ale przed tem obejrzę jakiś film. - powiedziałam kończąc posiłek i udałam się w stronę schodów.
- Laura, - powiedziała mama, a ja się odwróciłam.
- Tak? - spytałam grzecznie.
- Dobranoc. - uśmiechnęłam się. Zawsze kiedy byłam mała nie mogłam zasnąć bez powiedzenia mamie,, donranoc". Cieszę się, że to powiedziała. Przypomniała mi tym czasy dzieciństwa.
- Dobranoc. -  odpowiedziałam po chwili z uśmiechem i pobiegłam na górę. Weszłam do mojego fioletowo - białego pokoiku i rzuciłam się na łóżko. Wzięłam do ręki pilot od telewizora i go włączyłam. Przez jakieś półtorej godziny skakałam po kanałach, a później wyłączyłam TV i zagasiłam lampkę nocną. Długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o Rossie.

* Ross ( w tym samym czasie ) *
Po ,,wieczornych czynnościach" udałem się do łóżka. Nie mogłem spać. Myślałem o Laurze i rodzicach. Dlaczego to zrobili? Zadaję sobie to pytanie już od roku. Tak. Zgadza się. Rok temu nas opuścili. A co do Laury... Ah! Po co ja się zakładałem. Ona wydaje się taka inna, ale niestety nie mogę jej bliżej poznać. Przegrałem tem pieprzony zakład! Mam dość! Chcę odejść. Chcę zniknąć z tego świata. Chcę być znów z moją kochaną Jess ( jego byłą BFF ). Minął już rok, 5 miesięcy i 27 dni od kąd odeszła. Tak, liczę te dni. Może jestem dziwakiem, ale nigdy nie przestanę. Co drugi dzień chodzę na cmentarz do niej. Moje rodzeństwo martwi się o mnie. Najbardziej Riker i Rydel. Nie chcę z nimi gadać. Zwykle jak przychodzę ze szkoły do domu, idę bez słowa do swojego pokoju. Delly czasem próbuje ze mną rozmawiać, ale jej to za bardzo nie wychodzi. Strasznie chciałbym znów żyć jak dawniej. Kiedy tak rozmyślałem do mojego pokoju weszła Rydel.
- Nie możesz spać? - zapytała po chwili milczenia. Tylko przytaknąłem.
- Ja też. Rossy nie martw się. Przecież wiesz, że Jessica patrzy na ciebie z góry i martwi się o ciebie, ale pomimo wszystko jest z tobą. - powiedziała załamanym i zmarwionym głosem, ale ja nie odpowiedziałem.
- Ross, rozmawiaj ze mną! Wszyscy się o ciebie martwią! Powiedz mi co się z tobą dzieje! - wykrzyczała i się rozpłakała. A ja nie wytrzymałem.
- Jak mam z wami rozmawiać, kiedy ja sam nie wiem co się ze mną dzieje! Przestań pieprzyć to swoje,, będzie dobrze"! Przecież ty dobrze wiesz, że nie będzie! - wydarłem się na siostrę, a ta schowała twarz w dłonie. Przesadziłem. Nagle do pokoju wparowali półprzytomni Riker i Rocky.
- Co tu się dzieje?? - Krzyknął Rocky
- Co jest? Pali się czy co?! - wydarł się Ryland, który właśnie wbiegł do pokoju.
- Ryd, co się stało? - zignorował nasze krzyki Riker i przytulił Delly - Coś ty jej znowu powiedział?! - zwrócił się zły do mnie.
- Dajcie mi wszyscy spokój! - wrzasnąłem i wybiegłem z pokoju. Udałem się na dół. Zrobiłem sobie herbaty i poszedłem do mojego,, tajnego pokoju". Nazwałem tak piwnicę, którą sobie urządziłem, kiedy reszta szukała rodziców. Nie chciałem chodzić z nimi. To wszystko mnie przerosło.
Ułożyłem się wygodnie na kanapie w piwnicy, pooglądałem chwilę TV i poszedłem spać. Tym razem zasnąłem szybko i obudziłem się wcześnie. Spojrzałem na zegar, który wskazywał 7.00. Postanowiłem iść do swojego pokoju. Wszedłem szybko po drewnianych schodach na piętro. W kuchni zauważyłem Rydel robiącą sobie kawę.
- Cześć Delly. - powiedziałem niepewnie.
- Hej. - odpowiedziała i sopojrzała na mnie.
- Ryd, ja przpraszam. Wiesz, że nie chciałem, ale ja po prostu.....no to mnie przerasta! - krzyknąłem i schowałem twarz w dłonie siadając na kanapie w salonie.
- Wiem Rossy, wiem. Nie jestem zła. - powiedziała i mnie przytuliła.
Nawet nie zauważyłem kiedy była 8.30. Widać nawet facetom trochę zajmuje poranna toaleta. Wyszedłem z domu. Do szkoły miałem blisko, więc już po 10 min. byłem na głównym holu. Udałem się pod klasę z historii. Nagle zobaczyłem Laurę idącą w moją stronę. Szybko wstałem.
- Ross, możemy pogadać? - zapytała kiedy stanęliśmy dosyć blisko siebie.
- Jasne, ale teraz? Bo jeśli tak to szybko, bo za 10 minut zaczyna się lekcja.
- Niee. Wiesz może po szkole przyjdziesz do mnie? - powiedziała dziwnie zmieszana.
- OK. A gdzie mieszkasz?
- Na Kinzie Street 15700.
- Ale się złożyło! Ja mieszkam na ulicy obok! - uśmiechnąłem się - Labrador Street 17500.
- To co? O 16.30 u mnie? - zapytała a ja tylko z uśmiechem pokiwałem głową. - Masz tu jakby co mój numer. Jak coś to dzwoń. - podała mi karteczkę z jej numerem telefonu. Po chwili przyszedł nauczyciel i kazał nam wejść do klasy.

* Laura *
Jakoś udało mi się namówić pana Brown'a ( ciekawostka: jestem w 1/8 amerykanką. Mój pradziadek był amerykaninem. Nazywał się John Brown xD ~ od aut. ) żeby pozwolił mi siedzieć samej, bo nie miałam ochoty siedzieć z Luke'iem. Lekcja minęła dosyć szybko. Może to dlatego, że nie miałam ochoty słuchać o wojnie secesyjnej, więc próbowałam napisać kolejny tekst piosenki. Reszta lekcji także minęła szybko i spokojnie. Nawet nie zauważyłam kiedy była godzina 14.45. Wyszłam przed szkołę i grzecznie czekałam na Van. Nie lubiłam po lekcyjnych przepychanek, więc poszłam trochę na ubocze. Nagle podeszło do mnie trzech mięśniaków. Jeden z nich wyglądał na ok. 23 lata a pozostała dwójka na nieco młodszych.
- Ty, lalka! Masz kasę? Jak nie, to mamy nieco inną propozycję. - powiedział jeden z nich tęgim basem i położył jedną rękę na moim biuście. Szybko się odzsunęłam.
- Jak nie grasz na naszych zasadach, to sory mała, ale musimy trochę inaczej zagrać. - rzekł najstarszy i zaczął się do mnie zbliżać,a pozostali dwaj sunęli zaraz za nim. Poczułam uderzenie i potem nie czułam już nic. Obudziłam się na łóżku szpitalnym. Hej! Co ja tu robię?! Co się stało?! Nic nie pamiętam. Nagle zobaczyłam zapłakaną mamę i Vanessę siedzące na sali. Po chwili, gdy zauważyły, że się obudziłam zaczęły coś do mnie mówić, alr ja nic z tego nie rozumiałam. Słowa odbijały mi się w głowie jak echo. Nagle do sali wparowało dwóch lekarzy. Z tego co widziałam kazali wyjść mamie i Van, a te bardzo się spierały i krzyczały coś niezrozumiałego. Niespodziewanie zobaczyłam ciemność. Kiedy ponownie się obudziłam zobaczyłam lekarzy robiących mi jakieś badania. Tym razem już kontaktowałam. Kilka minut po moim obudzeniu do sali weszła mama.
- Cześć słońce! - powiedziała i pocałowała mnie w czoło. - Jak się czujesz?
- Już lepiej. A tak w ogóle, o co się stało?
- Jacyś faceci cię napadli i.... - rozpłakała się - brutalnie pobili. - momentalnie wszystko mi się przypomniało.
- Spokojnie mamo. Już jest dobrze. - powiedziałam i ją przytuliłam. Nagle do sali weszła Vanessa.
- Ktoś chce z tobą pogadać. - powiedziała do mnie i spojrzała znacząco na mamę. Po chwili razem wyszły, a do sali wszedł..........

--------------------------------------------------
Helloł! ;*

Jest już 4 rozdział!!!!!!! Trochę się ROSSpisałam, ale no cóż..... mam nadzieję, że się podoba.
Co by tu jeszcze dodać......
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Nawet nie wiecie ile radości dają mi wasze komentarze. Was to nic nie kosztuje, dlatego proszę, naprawdę, poświęćcie te kilkanaście sekund i napiszcie coś od siebie. Szczególnie dziękuję Ani Fance za to, że skomentowała prawie każdy post <3 Oczywiście innym komentatorom mojego bloga także z całego serca dziękuję <3 Jesteście najlepsi :*

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział 3

A co do Ross'a ( bo potem już wiedziałam, że tak ma na imię) musiałam się zastanowić. I to porządnie zastanowić...

* Rozmowa*
- I jak? Zbliżyłeś się już do tej zdziry? - powiedział Jake ( kapitan drużyny)
- Nie mów tak o niej!- krzyknęli w tym samym czasie blondyn i Luke
- No sory, ale przegraliście zakład. Ty - wskazał na Luke'a - masz się do Laury zbliżyć, zostawić i na końcu upokożyć. - powiedział ostro. - A ty Ross -  wskazał na blondyna - musisz ją poniżać i za nic nie możesz być miły.
- Ale....
- Żadnego,, ale", mamy umowę.
Jaką umowę? O co tu chodzi? Siedziałam w krzakach obok przystanku podsłuchując. Wiem jedno, nienawidzę Luke'a. Wiedziałam, że tak będzie. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam cicho szlochać. Nagle pociągnęłam nosem.
- Słyszeliście to? - powiedział Luke - Ktoś tam jest. - powiedział ciszej wskazując palcem moją kryjówkę. Zamarłam. Po chwili chłopak podszedł bliżej, a zaraz po nim Jake i Ross. Luke odgrnął liście i mnie zobaczył.
- Laura, ja.... - zaczął, ale ja mu przerwałam.
- Nie chcę cię więcej widzieć. Jesteś jak wszyscy. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby - naprawdę myślałam, że możesz być inny..- powiedziałam nieco ciszej i spokojniej, ale także ze smutkiem - Jak widać się myliłam. - odeszłam, a raczej odbiegłam od nich. Szłam powoli. Różnymi polnymi drużkami, aż w końcu po 30 min. doszłam do domu. Odziwo zastałam tam rodziców.
- Cześć skarbie, co się stało? - powiedziała troskliwie mama.
Bez słowa pobiegłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Dlaczego ja? Czemu? I to w drugi dzień. Ja zawsze mam pecha. Teraz już nikomu nie zaufam. Gdy tak rozmśałam usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

* Oczami Vanessy *
Biedna Lau. Chyba wiem o co, a raczej o kogo chodzi. Ona zawsze miała pecha do chłopców. Postanowiłam z nią porozmawiać. Udałam się na górę i cicho zapukałam do jej pokoju. W odpowiedzi usłayszałam niewyraźne,, proszę". Otworzyłam drzwi i powoli weszłam do jej pokoiku.
- Hej, możemy pogadać? - spytałam nieśmiało.
- A o czym tu rozmawiać? Kolejny taki sam. Nie przejmuj się, za tydzień mi przejdzie. - odparła płacząc w poduszkę.
- Luke? - spytałam po chwili dla upewnienia
- Luke. - potwierdziła - przegrał zakład z takim jednym Jake'iem i miał się do mnie zbliżyć, a potem upokorzyć i zostawić. - mówiła coraz bardziej płacząc. Biedna. - Jak każdy. - dokończyła.
- Lau, będzie dobrze. Na pewno spotkasz jeszcze wielu. -,, będzie dobrze" standardowa wypowiedź ludzi, którzy nie umieją poczuć tego co czuje inna osoba.
- Ale to nie o to chodzi. Ja nie chciałam z nim chodzić. Ja chciałam wreszcie mieć kolegę. Nigdy nie miałam przyjaciółki. Nie ufałam mu na początku, ale później zmiękłam. Byłam taka naiwna. - tłumaczyła.
- Pamiętaj, że zawsze masz mnie. - pogłaskałam ją po plecach i opóściłam pokój. Przejdzie jej, jestem pewna.

* Narrator *

W domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzył David - ojciec Laury ( wymyślam, bo nie pamiętam jak naprawdę miał na imię xD ~ od aut.).
- Dzień dobry. Ja do Laury - powiedział gość.
- Witam. A można wiedzieć kim jesteś? - odparł David.
- Jestem Luke Northy. Chodzę z Laurą do szkoły. - odpowiedział brunet. Już chciał wejść, ale David zatrzymał o jedną ręką.
- To przez ciebie moja córka płakała? - zapytał groźnie.
- Tato, wpóść go. On musi sobie coś z Laurą wyjaśnić. - powiedziała Van schodząc po schodach.
- No dobrze, ale jeżeli się dowiem, że ją skrzywdziłeś, będziesz martwy. - odrzekł kierując swoje słowa do Luke'a. Ten tylko przytaknął i szybko pobiegł na górę.

* Luke *
Zapukałem cicho do pokoju Lau.
- Van, idź stąd! Chcę być sama!- krzyknęła i chyba rzuciła poduszką w drzwi, bo usłyszałem cichy huk. Zignorowałem jej słowa i wszedłem do środka. Gdy mnie zauważyła powiedziała krótkie, ale też pełne żalu i złości,, wyjdź".
- Laura, daj mi to wyjaśnić..
- Ale co tu wyjaśniać? Oszukałeś mnie i tyle. - przerwała mi.
- To daj chociaż coś powiedzieć, spróbować..
- Rób co chcesz. Ja i tak nie słucham. - powiedziała i zakryła głowę poduszką. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem opowiadać.

-----------------------------------------------
Witam, witam zacne milordy xD
Lecę do was prosto z nowym rozdziałem. Jest dosyć krótki, ale helloł! dodałam go z dnia na dzień! Nie przyzwyczajajcie się do tak częstych rozdzialików, bo teraz miałam cas, ponieważ byłam chora. Jutro jeszcze zostaję w domu, więc może zacznę pisać następny, a dodam go w weekend? Jescze nwm, ale możliwe.
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ a to wiąże się z nowymi rozdziałami.
Ps: spoiler: ta rozmowa zmieni punkt widzenia świada, a konkretniej jednej osoby Laury. Więc sory, że tak przerwałam, ale musiałam, no..
Pozdro fasolki ;*
~ Vicky ~

środa, 26 listopada 2014

Rozdział 2

Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Przed  moim domem stał Luke! Co on tu robi? I przede wszystkim skąd ma mój adres? Postanowiłam zapytać.
- Luke?! Co ty tu robisz? I skąd masz mój adres?
- Nie takiego powitania się spodziewałem. - powiedział i udał obrażonego
- No dobra, sory. Ale po prostu nie spodziewałam się tu ciebie.- odpowiedziałam, a chłopak tylko się uśmiechnął. Te ich głupie gierki. To jest powód nr 2 dlaczego nie lubię chłopców.
- Mam swoje sposoby.- powiedział - Widziałem co się dzisiaj stało. Szukałem cię, ale w szkole cię nie było, to przyszedłem tutaj.
- Nie było mnie, bo pojechałam do domu. Miałam dość. - spóściłam głowę, żeby nie widział, że płaczę, ale chyba zauważył...
- Nie płacz. Każdy ma gorsze i lepsze dni.
- Tia.... Ale mi cały czas trafiają się te gorsze..
- Nie mów tak. Przecież mogło być gorzej. Zawsze miej nadzieję, że jutro będzie lepsze.
- Nadzieją matką głupich. - mruknęłam
- Ale za to umiera ostatnia. - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest.
- Słuchaj, stoimy tak w progu, może wejdziesz? - Zrobiłam mu przejście i pokazałam ręką, żeby wszedł.
- O! Widzę, że mamy gościa! - powiedziała Vanessa zbiegając ze schodów i uśmiechnęła się znacząco. Kiedyś ją zabiję.
- Darój sobie Van. Chcesz coś do picia? - zwróciłam się do chłopaka
- Wody. - odpowiedział, a ja poszłam do kuchni. Po chwili wróciłam z dwiema szklankami napełnionymi napojem.
- Dzisiaj nie mamy nic zadane. Nie katują nas jeszcze.. Może spędzimy razem dzień, a raczej resztę dnia. - rzekł
- OK. To co chcesz robić? - spytałam
- Może jakiś film.
- Jasne, wybierz jakiś - powiedziałam wskazując półkę pod telewizorem na której znajdowały się płyty. Po chwili chłopak włączył odtwarzacz DVD.
- Anabelle ( czy jakoś tak to się pisze ~ od aut.) . Horror - Powiedział krótko.
- No to zapowiada się ciekawa noc - mruknęłam pod nosem. Całe szczęście nie usłyszał, bo był zapatrzony na napisy początkowe. Film minął nam dosyć szybko, ponieważ była dopiero 19.30
- To ja się będę zbierał. - powiedział, kiedy chowałam płytę do pódełka.
- Życzę miłej nocy - powiedziałam ironicznie na co Luke tylko się uśmiechnął. - Czemu ty zawsze jesteś tak pozytywnie nastawiony na wszystko, co?
- Sam nie wiem, tak jakoś. - powiedział z bananem na twarzy. - To do jutra! - powiedział w progu drzwi.
- Chyba sobie żartujesz. Ja tam nie pójdę! Po tym co mnie spotkało?!
- Lau, nie poddawaj się już po pierwszej porażce. Podnoś się i nie daj sobą tak pomiatać! - nakręcał mnie - to co? przyjdę o 8.35? Przejdziemy się.
- OK. Pa!
- Pa.
Zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni. Zjadłam jakiś jogurt, wypiłam trochę soku i poszłam do siebie. Zasnęłam szybko, poniewać po moim ogarnianiu się była 22.48.
Rano obudziła mnie Vanessa, wbiegając do mojego królestwa i przerywając mi mój piękny sen.
- Laura!!!!!! Wstawaj!!!!!! Zaspałyśmy!!!! Jest 8. 15!!!!! - darła się
- Że co?! - zerwałam się na równe nogi i zaczęłam grzebać w szafie. Nawet nie zauważyłam kiedy Vanka wyszła z pokoju. Ubrałam dzisiaj o dziwo sukienkę. Letnią, żółtą sukienkę do połowy ud i białe buty na małym koturnie, do tego jakieś dodatki. Po 10 minutach wzięłam swoją torbę i zbiegłam na dół. W kuchni zastałam Vanessę robiąc naleśniki. Po chwili podała mik talerz z jedzeniem oraz szklankę soku. Akurat kiedy skończyłam jeść usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko odłożyłam swój talerz do zmywarki i pobiegłam do drzwi.
- Uuu. A któż to nas dzisiaj odwiedzi? - spytała podejrzliwie Van, a ja tylko zmroziłam ją wzrokiem i otwarłam drzwi. Zastałam za nimi Luke'a.
- Hej piękna. Ślicznie wyglądasz. - usłyszałam na powitanie
- Cześć. Dzięki - odpowiedziałam lekko speszona. Wyszliśmy. W szkole byliśmy już po 15 minutach. Poszłam z chłopakiem pod salę. Chwilę porozmawialiśmy i weszliśmy do środka. O nie! Wczoraj nie zauważyłam, że w mojej klasie jest ten durny, zgrywający miłego blondyn. Kiedy przechodziłam obok jego ławki, jak na złość potknęłam się o własne nogi i wylądowałam na kolanach blondaska. Z tego co usłyszałam wywnioskowałam, że jego dziewczyną jest niejaka Maybel Jones.
- Jak łazisz łamago??!!!!!- wydarła się, a ja stanęłam na równe nogi - Rossy, nic ci nie jest?? - podbiegła do chłopaka na tych swoich szpilkach i przytuliła go. A ja?  Ja jak najszybciej opóściłam,, miejsce zbrodni" i usiadłam obok Luke'a.
- Co za idiotka!! - szepnęłam do chłopaka
- Racja - odpowiedział. Reszta dnika minęła już w miarę spokojnie. Na całe szczęście tylko nieliczni pamiętali o moim wczorajszym,, wypadku". Po lekcjach skierowałam się na przystanek autobusowy, gdyż Vanessa nie mogła dzisiaj po mnie przyjechać. Niechcący podsłuchałam rozmowę tego całeg kapitana drużyny football'owej, Luka'a i tamtego blondyna. Po tym co usłyszałam, stwierdziłam, że nie chcę więcej widzieć Luke'a. A co do Ross'a ( bo potem już wiedziałam, że tak ma na imię) musiałam się nad nim zastanowić. I to porządnie zastanowić...

--------------------------------------------------------------------------------------------------
hejoł :*

Mamy 2 rozdział! Pisany za pomocą weny twórczej. Mam nadzieję, że się podoba. W 3 rozdziale będzie dosyć dużo Ross'a.
KOMENTUJCIE misie :*

~ Victoria ~

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 1


WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!

Opowiem wam moją historię, bez kłamstw, tylko prawdę. Zacznę od początku:
 
* 2 lata wcześniej * 
Płakałam. Siedziałam bezsilnie na łóżku i płakałam. Przedwczoraj przeprowadziłam się poraz kolejny. Tym razem do miasta aniołów - Los Angeles. Tu tak naprawdę nie jest aż tak cudownie jak się wszystkim wydaje. Miasto jak miasto. Nic tu aż tak ciekawego nie widziałam, ale to może dlatego, że jestem tu drugi dzień? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. A wracając, płaczę, ponieważ, jak za każdą przeprowadzką,  poszłam do nowej szkoły.

*Retrospekcja*

Weszłam do szkoły. Jak zwykle nie umiałam się nigdzie odnaleźć. Kiedy tak nerwowo szukałam sali, w której miałam lekcje oczywiście dobiłam do jakiegoś kolesia.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię. Nic ci nie jest? - Chwycił moją dłoń, by mi pomóc, ale ja byłam szybsza i stanęłam na równe nogi.
- Spoko, nic mi się nie stało - odparłam oschle. Nie lubię chłopców. Najpierw są tacy mili dla ciebie, a potem tak nagle bez uprzedzenia zostawiają cię. Taka prawda.
Wreszcie, po jakichś 15 minutach znalazłam moją salę. Całe szczęście, że Vanessa - moja sister, podrzuciła mnie o 8.40 także miałam jeszcze niecałe 5 minut. Usiadłam pod klasą i nałożyłam słuchawki na uszy. No macie mnie! Za tą cichą i czasem wredną dziewczyną kryje się miłośniczka muzyki. Wykorzystam każdą wolną chwilę na posłuchanie jej. Niestety ta chwila była bardzo krótka.
Weszliśmy do klasy.
- Witam, proszę usiąść. - powiedziała surowo pani....Jonsthon? Tak Jonsthon. Ponieważ nie wiedziałam gdzie usiąść stanęłam naprzeciwko pani.
- Ty jesteś....
- Laura Marano. Jestem nowa.
- Tak, wiem. Przedstaw się, powiedz coś o sobie i potem usiądź z...- błądzi wzrokiem po klasie- z Luke'iem. - wskazała przystojnego bruneta w rogu sali.
- Hej, jestem Laura. Interesuję się muzyką i lubię tańczyć.- powiedziałam nieśmiało do klasy.
- Uuuuu! Tancereczka w ciuchach z odzysku! - krzyknęła jakaś blondi.
- Stól dziub Maybel! Daj jej mówić! - warknął do niej Luke. 
- To ja może już usiądę. - zajęłam miejsce obok chłopaka.
- Nie przejmuj się nią, Laura . Ona tak zawsze. 
- Spoko, przyzwyczaiłam się już do ciągłej krytyki.
- Nawet tak nie mów.
- Hej, gołąbeczki! Nie przeszkadzam wam?- powiedziała zdenerwowana nauczycielka.
- Ja-a prze-przepraszam- jąkałam się.
- Nie, to ja przepraszam. Zagadałem Laurę- zaprotestował Luke. Miły jest, ale niech nawet do mnie nie startuje, bo powtórzę: nie lubię chłopców. 
Reszta lekcji minęła nam w ciszy. Tak samo kolejne dwie. 
Na trzeciej przerwie udałam się na stołówkę. Ponieważ stoliki w środku były zapełnione, a pogoda piękna, wyszłam na świeże powietrze. Usiadłam z jedzeniem na murku fontanny. Nagle jakiś chłopak (chyba kapotan drużyny football'owej ) rzucił we mnie piłką przez co wpadłam do wody. Po chwili podbiegł do mnie ze swoimi koleszkami z drużyny i jakimiś trzema dziuniami. Jedną z nich rozpoznałam. Była to Maybel.
- Ojej! Patrzcie, nowa nawet siedzieć nie umie! - krzyknęła jedna z nich i uśmiechnęła się szyderczo. Cała reszta się zaśmiała. Wyszłam z fontanny i rzuciłam piłką w jednego z chłopaków. Kojarzyłam go skądś . A! No tak! To ten co rano do mnie dobił.
- Przy kolegach to już taki miły nie jesteś, co
?!- wydarłam się na niego - bawi cię upokarzanie innych, to prosz
! - wylałam mu na głowę resztkę koktailu trustawkowego, a ten zakrył się rękoma i odbiegł. Opuściłam ,,towarzystwo
" i poszłam w jakieś ciche miejsce, by zadzwonić do Vanessy.

*Rozmowa telefoniczna*

V: Lau? Co jest? Co się stało?

L: Proszę przyjedź! Mam dość! /rozpłakałam się/

V: Zaraz będę.

*Koniec rozmowy telefonicznej*


Na Van nie musiałam czekać długo, bo już po chwili podjechała pod szkołę swoim bordowym fiatem. Wsiadłam do auta cała zapłakana.
- Hej, co się stało? - powiedziała zatroskana
- Zostałam upokorzona na oczach całej szkoły! I to w pierwszy dzień! 
Nasza rozmowa nie trwała długo, bo właśnie dojechałyśmy pod nasz wielki dom.
- Gdzie rodzice? - spytałam
- A jak myślisz? W pracy. Jest 12.00 - zaśmiała się
- No faktycznie.Bedę u siebie.- krzyknęłam wchodząc po schodach. 
Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko z płaczem. 
Siedziałam tak bezsilnie i płakałam. 
Kiedy wreszcie trochę się uspokoiłam udałam się do łazienki w celu ogarnięcia się.
Wzięłam bardzo długi i odprężający prysznic. Wysuszyłam włosy. 
Ubrałam się w krótkike jeansowe szorty i granatową bluzkę na ramiączkach z flagą USA i moje kochane wysokie coneversy. 
Kiedy czesałam włosy usłyszałam dzwonek do drzwi. ,,pewnie rodzice" - pomyślałam, ale nie ukrywam, że zaskoczył mnie mój gość. 
Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Przed moim domem stał.........

----------------------------------------------------------------------------------

Hejo :*

Jest pierwszy rozdział! 
Wiem, że do najdłuższych nie należy, ale przynajmniej jest. Zdecydowałam, że nie będę was męczyć np. 5 komentarzy = 2 rozdział itp. po prostu będę się cieszyć kiedy skomentujecie. 
Narazie nie ma za dużo naszego Ross'a ale niedługo się pojawi :3 

Jak myślicie, kto stoi przed drzwiami Laury?