Bohaterowie

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 1


WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM!

Opowiem wam moją historię, bez kłamstw, tylko prawdę. Zacznę od początku:
 
* 2 lata wcześniej * 
Płakałam. Siedziałam bezsilnie na łóżku i płakałam. Przedwczoraj przeprowadziłam się poraz kolejny. Tym razem do miasta aniołów - Los Angeles. Tu tak naprawdę nie jest aż tak cudownie jak się wszystkim wydaje. Miasto jak miasto. Nic tu aż tak ciekawego nie widziałam, ale to może dlatego, że jestem tu drugi dzień? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. A wracając, płaczę, ponieważ, jak za każdą przeprowadzką,  poszłam do nowej szkoły.

*Retrospekcja*

Weszłam do szkoły. Jak zwykle nie umiałam się nigdzie odnaleźć. Kiedy tak nerwowo szukałam sali, w której miałam lekcje oczywiście dobiłam do jakiegoś kolesia.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię. Nic ci nie jest? - Chwycił moją dłoń, by mi pomóc, ale ja byłam szybsza i stanęłam na równe nogi.
- Spoko, nic mi się nie stało - odparłam oschle. Nie lubię chłopców. Najpierw są tacy mili dla ciebie, a potem tak nagle bez uprzedzenia zostawiają cię. Taka prawda.
Wreszcie, po jakichś 15 minutach znalazłam moją salę. Całe szczęście, że Vanessa - moja sister, podrzuciła mnie o 8.40 także miałam jeszcze niecałe 5 minut. Usiadłam pod klasą i nałożyłam słuchawki na uszy. No macie mnie! Za tą cichą i czasem wredną dziewczyną kryje się miłośniczka muzyki. Wykorzystam każdą wolną chwilę na posłuchanie jej. Niestety ta chwila była bardzo krótka.
Weszliśmy do klasy.
- Witam, proszę usiąść. - powiedziała surowo pani....Jonsthon? Tak Jonsthon. Ponieważ nie wiedziałam gdzie usiąść stanęłam naprzeciwko pani.
- Ty jesteś....
- Laura Marano. Jestem nowa.
- Tak, wiem. Przedstaw się, powiedz coś o sobie i potem usiądź z...- błądzi wzrokiem po klasie- z Luke'iem. - wskazała przystojnego bruneta w rogu sali.
- Hej, jestem Laura. Interesuję się muzyką i lubię tańczyć.- powiedziałam nieśmiało do klasy.
- Uuuuu! Tancereczka w ciuchach z odzysku! - krzyknęła jakaś blondi.
- Stól dziub Maybel! Daj jej mówić! - warknął do niej Luke. 
- To ja może już usiądę. - zajęłam miejsce obok chłopaka.
- Nie przejmuj się nią, Laura . Ona tak zawsze. 
- Spoko, przyzwyczaiłam się już do ciągłej krytyki.
- Nawet tak nie mów.
- Hej, gołąbeczki! Nie przeszkadzam wam?- powiedziała zdenerwowana nauczycielka.
- Ja-a prze-przepraszam- jąkałam się.
- Nie, to ja przepraszam. Zagadałem Laurę- zaprotestował Luke. Miły jest, ale niech nawet do mnie nie startuje, bo powtórzę: nie lubię chłopców. 
Reszta lekcji minęła nam w ciszy. Tak samo kolejne dwie. 
Na trzeciej przerwie udałam się na stołówkę. Ponieważ stoliki w środku były zapełnione, a pogoda piękna, wyszłam na świeże powietrze. Usiadłam z jedzeniem na murku fontanny. Nagle jakiś chłopak (chyba kapotan drużyny football'owej ) rzucił we mnie piłką przez co wpadłam do wody. Po chwili podbiegł do mnie ze swoimi koleszkami z drużyny i jakimiś trzema dziuniami. Jedną z nich rozpoznałam. Była to Maybel.
- Ojej! Patrzcie, nowa nawet siedzieć nie umie! - krzyknęła jedna z nich i uśmiechnęła się szyderczo. Cała reszta się zaśmiała. Wyszłam z fontanny i rzuciłam piłką w jednego z chłopaków. Kojarzyłam go skądś . A! No tak! To ten co rano do mnie dobił.
- Przy kolegach to już taki miły nie jesteś, co
?!- wydarłam się na niego - bawi cię upokarzanie innych, to prosz
! - wylałam mu na głowę resztkę koktailu trustawkowego, a ten zakrył się rękoma i odbiegł. Opuściłam ,,towarzystwo
" i poszłam w jakieś ciche miejsce, by zadzwonić do Vanessy.

*Rozmowa telefoniczna*

V: Lau? Co jest? Co się stało?

L: Proszę przyjedź! Mam dość! /rozpłakałam się/

V: Zaraz będę.

*Koniec rozmowy telefonicznej*


Na Van nie musiałam czekać długo, bo już po chwili podjechała pod szkołę swoim bordowym fiatem. Wsiadłam do auta cała zapłakana.
- Hej, co się stało? - powiedziała zatroskana
- Zostałam upokorzona na oczach całej szkoły! I to w pierwszy dzień! 
Nasza rozmowa nie trwała długo, bo właśnie dojechałyśmy pod nasz wielki dom.
- Gdzie rodzice? - spytałam
- A jak myślisz? W pracy. Jest 12.00 - zaśmiała się
- No faktycznie.Bedę u siebie.- krzyknęłam wchodząc po schodach. 
Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko z płaczem. 
Siedziałam tak bezsilnie i płakałam. 
Kiedy wreszcie trochę się uspokoiłam udałam się do łazienki w celu ogarnięcia się.
Wzięłam bardzo długi i odprężający prysznic. Wysuszyłam włosy. 
Ubrałam się w krótkike jeansowe szorty i granatową bluzkę na ramiączkach z flagą USA i moje kochane wysokie coneversy. 
Kiedy czesałam włosy usłyszałam dzwonek do drzwi. ,,pewnie rodzice" - pomyślałam, ale nie ukrywam, że zaskoczył mnie mój gość. 
Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Przed moim domem stał.........

----------------------------------------------------------------------------------

Hejo :*

Jest pierwszy rozdział! 
Wiem, że do najdłuższych nie należy, ale przynajmniej jest. Zdecydowałam, że nie będę was męczyć np. 5 komentarzy = 2 rozdział itp. po prostu będę się cieszyć kiedy skomentujecie. 
Narazie nie ma za dużo naszego Ross'a ale niedługo się pojawi :3 

Jak myślicie, kto stoi przed drzwiami Laury?

3 komentarze:

  1. Ross,Ross,Ross,niech to będzie Ross <333333 Czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie:) zapraszam do siebie! paczkaprzyjaciol-raura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń